Wojtyła. Między ikoną a memem

List kardynała Karola Wojtyły do skazanego za seksualne wykorzystywanie dziewczynek księdza i cały kontekst sprawy, który ustalili niedawno dziennikarze „Rzeczpospolitej – Tomasz Krzyżak i Piotr Litka – pokazują, że ówczesny metropolita krakowski stosował bardziej radykalne standardy niż praktykowana wówczas w niektórych kościelnych środowiskach pobłażliwość wobec seksualnych przestępców.

Oczywiście, nie wszystko można jednoznacznie ustalić bez otwarcia archiwów Archidiecezji Krakowskiej, co nie znaczy, że wspominający o tym fakcie wywiad z Tomaszem Krzyżakiem, który dla „Gościa Niedzielnego” przeprowadził z kolei Jacek Dziedzina, wpisuje się w ataki na Jana Pawła II, jak twierdzi „Nasz Dziennik”.

Czy w sprawach, w których działań kardynała Wojtyły nie da się póki co ustalić z jednoznaczną pewnością, przyszły papież mógł popełnić jakieś błędy? Oczywiście, że tak. Czy to dyskwalifikuje go jako świętego? Oczywiście, że nie. Błędy mogą wynikać z wielu rzeczy – na przykład z niedostatecznej wiedzy, czy z niewłaściwego rozeznania – i wcale nie muszą oznaczać złych intencji. Próba utożsamienia świętości z bezbłędnością jest taką samą pomyłką jak pomylenie błędu z grzechem. Stanowi niezrozumienie tego, czym w istocie świętość jest. Niestety, w odniesieniu do Jana Pawła II smutne owoce tej pomyłki zbieramy już od dłuższego czasu.

Czytaj też: Oskarżeni wbrew faktom. Odpowiadamy na insynuacje „Naszego Dziennika”

Przekształcanie żywego człowieka w ikonę bez jakiejkolwiek zmarszczki czy skazy skutkuje tym, że zamiast rzeczywistego autorytetu uzyskujemy jego odrealnioną karykaturę, która w świadomości współczesnego pokolenia staje się coraz bardziej obiektem drwin i memów, a nie kimś, kogo warto posłuchać. Niestety, proces takiego przekształcania sami podtrzymujemy, mnożąc pomniki (często wątpliwej jakości), organizując mdłe rocznicowe akademie czy przywołując wciąż te same cytaty z patosem, który autentyczny szacunek łatwo przekształca w kicz.

Paradoksalnie nerwowa reakcja na wszelkie próby zwyczajnego ustalenia faktów to młyn na wodę dla tych, którzy ewentualne błędy popełnione przez kardynała Wojtyłę chcieliby wykorzystać jako argument za jego „dekanonizacją”. To prawda, że dopóki nie udowodni się komuś winy, obowiązuje domniemanie niewinności, i że są tacy, którzy niejasności co do pewnych decyzji przyszłego papieża interpretują na jego niekorzyść, lecz ja stawiam pytanie, czy na pewno obrońcy świętości Jana Pawła II muszą dążenie do prawdy traktować jako potencjalne zagrożenie. I co tu w ogóle jest zagrożone? Z pewnością narracja, która rzeźbi mu posąg narodowo-religijnego idola, natomiast – w moim przekonaniu – ani jego świętość, ani autorytet. Czemu tej narracji tak kurczowo bronimy? Może dlatego, że nie mamy nic w zamian, bo przez ostatnie lata skupiliśmy się na malowaniu papieżowi laurki, zamiast na faktycznym zgłębianiu jego dziedzictwa i myśli oraz konsekwentnym i systematycznym przekładaniu ich na język trafiający do ludzi nam współczesnych?

Karol Wojtyła – Jan Paweł II to dla mnie jeden z największych autorytetów. Bynajmniej nie chodzi mi tylko o rolę religijną, społeczną i kulturową, jaką odegrał w dziejach Kościoła i świata, czy o jego niezwykłą osobowość. Chodzi także o jego nauczanie, które znam i uważam za wybitne – w tym również, a może przede wszystkim to z okresu przedpapieskiego. Jego fenomenologiczna analiza osoby ludzkiej, struktury podmiotu, kategorie takie jak samoposiadanie, samopanowanie, transcendencja osoby w czynie lub norma personalistyczna mają doniosły charakter dla współczesnej refleksji nad człowiekiem i mogą wiele wnieść do antropologicznych dyskusji. Kto jednak – poza wąskim gronem specjalistów – zna je i rozumie? Kto ma jakiekolwiek pojęcie o kapitalnej analizie natury wiary, którą Wojtyła przeprowadził w ramach swojego doktoratu? Nie dotarliśmy z tymi treściami do dorosłych – prezbiterów i świeckich – nie udało nam się też przełożyć ich na język zrozumiały dla młodzieży. I nie jest prawdą, że młodzi nie słuchają. Słuchają i pytają – pod warunkiem, że jesteśmy zdolni udzielić im na fundamentalne pytania niebanalnych odpowiedzi. Czy to możliwe, aby na ich dylematy odpowiedzieć „Wojtyłą”? Wierzę, że wciąż jeszcze tak, jeśli tylko, zamiast zamieniać go w religijnego idola, którego należy wyłącznie adorować, potraktujemy go jak autorytet, z którym można dyskutować, a nawet mądrze krytykować. Jego świętości to w niczym nie uszkodzi, a naszej być może przyjdzie z pomocą.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Aleksander Bańka