Sześć złotych, siedem srebrnych i jedenaście brązowych medali olimpijskich. Do tego dodać trzeba kilkadziesiąt medali mistrzostw Europy, w tym 25 złotych – oto dorobek Feliksa Stamma jako trenera polskich bokserów.
Większość tych trofeów bokserzy prowadzeni przez Stamma zdobyli już po wojnie. Może więc dziwić zaliczenie go do „sportowych legend II RP”, ale był on przecież człowiekiem tego samego pokolenia co przedwojenni mistrzowie sportu. Jego talent objawił się jednak nie na środku ringu, ale w narożniku. Nikt inny nie potrafił tak jak on doradzać podopiecznym w czasie przerw między rundami. Wskazówki, jakich im udzielał, wielokrotnie całkowicie odmieniały przebieg walki.
Zaglądamy do 38. numeru „Przeglądu Sportowego” z 13 maja 1937 roku, wydanego tuż po mistrzostwach Europy w Mediolanie. Na stronie trzeciej znajdujemy artykuł Jana Erdmana „W narożniku Stamma”. Młody trener, prowadzący polską kadrę zaledwie od roku, tak opowiada dziennikarzowi o finałowej, zwycięskiej walce Aleksandra Polusa: „Patrzę, Alex przegrywa rundę! Idzie bez najmniejszej ostrożności, narywa się na swinga Cortonesiego, raz, drugi musi klinerować. Zmartwiłem się i zachodzę w głowę: jakby tu chłopca uspokoić i do normy doprowadzić? Kiedy Polus wrócił do narożnika, nim zacząłem go wietrzyć, od razu wsiadłem z góry: »Coś ty, rozum stracił? Jak ty idziesz na niego? Przecież przegrałeś rundę! On ciebie bije i bije, a ty stoisz jak sparag!«. »Więc co mam robić? Bije mnie i nie ma na to rady!« »Idź, drewniaku, na niego lewą, czekaj spokojnie, aż on wyjdzie ze swoim swingiem, wtedy cofnij się i potem kontruj«. Polus poszedł dokładnie, jak mu poleciłem i zaczął lać Włocha. A w 3-ciej rundzie nie tylko nie był zmęczony, ale tak palił się do walki, że nie mógł doczekać się gongu”.
Jan Erdman, najwybitniejszy ówczesny dziennikarz sportowy, konkluduje: „Tak opowiada p. Stamm. Ktoś jednak musi mówić o Stammie. Ten człowiek dzieli z zawodnikami ich sukcesy. Jak dalece jest to prawda, świadczyć może fakt, że Polus we wszystkich spotkaniach przegrywał pierwszą rundę, a po otrzymaniu wskazówek trenera zdołał odwrócić kartę i odrobić stracone punkty. Tak właśnie jak w finale. P. Stamm zasłużył na naszą wdzięczność i honorową kartę w dziejach polskiego boksu”.
Historia przyznała rację Erdmanowi. Po wojnie nadeszła złota era polskiego pięściarstwa. Stamm trenował kadrę przez 32 lata, więc nie była to kwestia jednego, wyjątkowo uzdolnionego pokolenia sportowców. Kiedy zabrakło Stamma… skończyły się sukcesy.
Po prostu Papa
Starsi kibice pamiętają z transmisji telewizyjnych walk bokserskich charakterystyczną sylwetkę Stamma, który w narożniku wymachiwał rękami, pokazując podopiecznym, jak mają walczyć. Zawodnicy nadali mu przydomek Papa, bo troszczył się o nich jak ojciec. Miał wyjątkowy talent pedagogiczny. Jego bokserzy zazwyczaj byli ludźmi niepokornymi, trudnymi do kierowania, a on nie miał przecież żadnego wykształcenia. Ukończył jedynie katolicką szkołę ludową w Kościanie i raptem dwie klasy szkoły handlowej w Poznaniu. Nie mógł też imponować sukcesami sportowymi jako zawodnik. Jego kariera pięściarska w klubie Pentatlon Poznań trwała zaledwie dwa lata. Stoczył jedynie 13 oficjalnych walk, z których 11 wygrał, jedną przegrał i jedną zremisował. Szybko jednak uznał, że zawodnikiem mógłby być co najwyżej przeciętnym, ma natomiast smykałkę do zawodu trenera. Warta Poznań zaproponowała mu posadę w 1926 roku. Miał wtedy 25 lat i był młodszy od wielu swoich podopiecznych. W Warszawie zauważono jednak jego trenerski talent i po sześciu latach Feliks Stamm (bez matury!) został pracownikiem dydaktycznym Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego. Początkowo doradzał trenerom kadry bokserów, którymi byli obcokrajowcy, a w 1936 roku objął reprezentację samodzielnie. Prowadził ją do 1968 roku. Gdyby nie przerwa wojenna, zapewne zdobyłby jeszcze więcej medali.
Jako trener nieco przypominał równie sławnego szkoleniowca piłkarzy Kazimierza Górskiego. Do legendy przeszły jego powiedzonka (np. „Nie ma bokserów odpornych na ciosy, są tylko źle trafieni”), ale jego prawdziwą siłą była niezwykła intuicja.
Księgowy, ułan, podoficer
Urodził się 14 grudnia 1901 roku w Kościanie. Jego ojciec był murarzem, a później pracownikiem cukrowni i nie stać go było na odpowiednie wykształcenie syna. Młody Feliks musiał porzucić Szkołę Handlową Teofila Preissa w Poznaniu, żeby zarabiać na swoje utrzymanie. Pracował jako księgowy i grał w piłkę nożną w klubie Naprzód Kościan. Mając 17 lat, wziął udział w powstaniu wielkopolskim, a po jego zwycięskim zakończeniu ochotniczo wstąpił do Wojska Polskiego, żeby walczyć z bolszewikami. W 2. Pułku Ułanów Grochowskich im. gen. Józefa Dwernickiego zauważono jego zdolności przywódcze i skierowano go na kurs instruktorski w Centralnej Szkole Podoficerskiej Jazdy w Przemyślu. Potem walczył na froncie.
Po pokonaniu Rosji Radzieckiej został jako podoficer zawodowy 7. Pułku Strzelców Konnych przeniesiony na kurs do Centralnej Szkoły Wojskowej Gimnastyki i Sportów. Interesował się siatkówką, lekkoatletyką, gimnastyką i narciarstwem. W tej ostatniej dyscyplinie zdobył nawet uprawnienia instruktorskie, ale w późniejszym czasie bez reszty wciągnął go boks. W 1929 roku przeniesiono go do rezerwy w stopniu starszego wachmistrza. Od 1938 roku pracował na Akademii Wychowania Fizycznego. Podczas okupacji uczelnia nie mogła prowadzić zajęć. Stamm przetrwał wojnę, pracując jako pomocnik ogrodnika AWF. W 1968 roku przeszedł na emeryturę. Zmarł 2 kwietnia 1976 roku.
Niezapomniani
Wychowankami Papy byli najwięksi mistrzowie polskiego sportu, wśród nich medaliści olimpijscy: Jerzy Kulej, Kazimierz Paździor, Zygmunt Chychła, Józef Grudzień, Marian Kasprzyk, Jan Szczepański, Zbigniew Pietrzykowski, Aleksy Antkiewicz, Jerzy Adamski, Tadeusz Walasek, Artur Olech, Leszek Drogosz.
Stamma uważa się za twórcę polskiej szkoły boksu, którą nazywano wówczas „szermierką na pięści”. Bazowała ona na nienagannej technice, pozwalającej odnosić zwycięstwa nad przeciwnikami znaczne silniejszymi fizycznie także tym pięściarzom, którzy nie dysponowali nokautującym ciosem.
Papa Stamm był dla nich wszystkich nie tylko trenerem, lecz także wychowawcą, zawsze bezwzględnie wymagającym przestrzegania zasad fair play. Ostatnio, dzięki filmowi „Mistrz” z 2020 roku, stało się głośno o jednym z wychowanków Papy, który choć nie zdobywał medali (był wicemistrzem Polski), imponował obywatelską postawą. Tadeusz Pietrzykowski (zagrany znakomicie przez Piotra Głowackiego), tocząc w obozie Auschwitz walki bokserskie z Niemcami, stał się dla współwięźniów symbolem nadziei na zwycięstwo.
Przy okazji warto przypomnieć, że podobnie potoczyły się losy Antoniego Czortka, wicemistrza Europy z 1939 roku. Mimo że miał fałszywe dokumenty, został po aresztowaniu rozpoznany przez Niemców jako wybitny bokser i zmuszony do toczenia walk pokazowych w Auschwitz (było to już po przeniesieniu Pietrzykowskiego do obozu Neuengamme). Czortek również przeżył wojnę i powrócił do uprawiania boksu, choć nie odnosił takich sukcesów jak przed wojną.
Papa Stamm stał się po wojnie swego rodzaju celebrytą. Nakręcano o nim filmy dokumentalne, zagrał nawet samego siebie w dwóch komediach fabularnych: „Sprawa do załatwienia” z 1953 roku i „Mąż swojej żony” z roku 1960. Choć wszyscy rozpoznawali go na ulicy, sława nie zmieniła jego stylu życia. Pozostał uczciwym, skromnym człowiekiem, którego nie interesowała ani kariera polityczna, ani pogoń za dobrami materialnymi. •
Projekt dofinansowany przez Ministerstwo Sportu i Turystyki w ramach programu Sportowe Wakacje +.
W zdrowym ciele zdrowy duch
W cyklu „Sportowe legendy II RP” przedstawiamy sylwetki najwybitniejszych polskich sportowców okresu międzywojennego, którzy jednocześnie wyróżniali się swą obywatelską postawą. Ich postaci przypominają o starej greckiej maksymie „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Ówczesny, całkowicie amatorski sport, w którym rywalizacja nie podlegała jeszcze prawom komercji, ma dziś swą kontynuację w tzw. sporcie masowym. Mamy nadzieję, że losy naszych dawnych gwiazd staną się inspiracją do uczestniczenia w różnych formach zorganizowanej rekreacji.
Projekt dofinansowany przez Ministerstwo Sportu i Turystyki w ramach programu Sportowe Wakacje +
Leszek Śliwa