Odwieczny spór o to, w jakiej kolejności zapalać adwentowe świece, nigdy nie znajdzie rozwiązania. „Bo go nie ma” – naburmuszony mruczę pod nosem, słysząc argumenty redaktorów, że trzeba je zapalać po kolei, tak by czwarta została zapalona dopiero w ostatnią niedzielę Adwentu.
Święty i otwarty
Zaryzykuję stwierdzenie, że cała adhortacja Franciszka jest o dziedzictwie błogosławieństw, które jest spadkiem wszystkich wierzących w Chrystusa, ale w dwojaki sposób. Z jednej strony jako Kościół: bracia i siostry, patrząc na siebie nawzajem, dostrzegają w sobie oblicze Jezusa Chrystusa, w praktycznym wymiarze rozumiejąc je jako słowa: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”. Z drugiej zaś jednocząc się ze sobą, umierając dla siebie samych i własnego egoizmu, są zalążkiem obecności pomiędzy nimi osobowego Boga: „Gdzie dwóch albo trzech zjednoczonych jest w imię Moje, tam jestem pośród nich”. Te pierwsze dwie możliwości spotkania Boga widzialnego istnieją właśnie w Kościele. Papież napisze o nim: „Jeśli jesteśmy wyizolowani, bardzo trudno nam walczyć z własną pożądliwością, z zasadzkami i pokusami diabła oraz egoistycznego świata. Uwodzi nas bombardowanie tak wielkie, że jeśli jesteśmy zbyt samotni, ulegamy mu, łatwo tracąc poczucie rzeczywistości i wewnętrzną jasność. Uświęcenie jest drogą wspólnotową, którą należy pokonywać we dwoje. W ten sposób realizują je niektóre święte wspólnoty. Przy różnych okazjach Kościół kanonizował całe grupy osób, które w sposób heroiczny żyły Ewangelią lub które ofiarowały Bogu życie wszystkich swoich członków. (…) Wspólnota jest powołana do stworzenia tej »przestrzeni teologalnej, w której można doświadczyć mistycznej obecności zmartwychwstałego Pana«. Dzielenie się Słowem i wspólne celebrowanie Eucharystii sprawia, że jesteśmy bardziej braćmi, i przekształca nas we wspólnotę świętą i misyjną” (GE 140–142). „Święty i misyjny” Kościół znaczy: otwarty, nic przy tym nie tracący ze swojej świętości. Inny nie istnieje, taki zawsze był. I jeśli nazywany jest „mistycznym Ciałem Chrystusa”, to tej swojej świętości i otwartości nigdy nie powinien zatracić. To dzięki nim twarz Niewidzialnego może przynajmniej w części ukazać się „narodom” (czy nie o to chodziło dwa tysiące lat temu w Betlejem?).
To „widzenie” Boga wspólnie Franciszek opatruje przepięknym przykładem: „Stwarza to również przestrzeń dla autentycznych doświadczeń mistycznych we wspólnocie, jak to było w przypadku św. Benedykta i św. Scholastyki, albo tego subtelnego spotkania duchowego, które przeżywali wspólnie św. Augustyn wraz ze swoją matką, św. Moniką: »Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego życia – ów dzień Ty znałeś, a my nie wiedzieliśmy o nim – zdarzyło się, jak myślę, za tajemnym Twoim zrządzeniem, że staliśmy tylko we dwoje, oparci o okno, skąd roztaczał się widok na ogród wewnątrz domu, gdzieśmy mieszkali (…) W tęsknocie otwarliśmy nasze serca dla niebiańskiego strumienia płynącego z Twego zdroju, zdroju życia, który u Ciebie jest (…) I gdy tak w żarliwej tęsknocie mówiliśmy o niej [Mądrości], dotknęliśmy jej na krótkie mgnienie całym porywem serca (…) tak, że wieczne życie byłoby zupełnie tym samym, czym dla nas była owa chwila zrozumienia, za którą tak tęskniliśmy«” (GE 142).
ks. Adam Pawlaszczyk