Czy nie jest potężnym głosem wołającym do mego serca widok Niezmierzonego, który leży jako maleńkie dziecko wprost na ziemi?
Ciało, które nazywa się Słowem, jest ciałem, które ma być odczytane i pojęte. Jezus często odwoływał się do ludzkiej zdolności słuchania, gdyż ma ona ogromny wpływ na przyjęcie postawy posłuszeństwa. W przypowieści o siewcy, konkludując, tłumaczy, że ziarno posiane na żyznej ziemi oznacza człowieka, który nie tylko słucha, ale i rozumie. Taki wydaje plon stokrotny. Począwszy od pierwszego przymierza, aż po Apokalipsę, wszędzie przebrzmiewa wołanie o nastawienie uszu, by zrozumieć słowa, które Bóg kieruje do człowieka. Ale jest SŁOWO SŁÓW – CHRYSTUS, który choć do końca niepojęty, ma być pojmowany w nieskończoność.
Jacques Loew na rekolekcjach, które wygłosił Pawłowi VI w 1970 roku, przypomniał postać Salomona, proszącego w chwili powołania nie tyle o mądrość, zdolność sądzenia czy roztropność, jak to się zwykle tłumaczy, co o serce słuchające. W Gibea Salomon podczas snu zobaczył Boga, który zwrócił się do niego słowami: proś, o co chcesz, abym ci dał. Bóg jest nabrzmiały pragnieniem obdarowywania. Kieruje do nas słowa, które budzą w nas prośby, jakich nigdy byśmy nie śmieli wypowiedzieć do drugiego człowieka. Bóg chce, abyśmy czuli się królami, usilnie pragnie nas obdarowywać. Ale my nie słuchamy i dlatego nie prosimy. Nie prosimy i dlatego nasze życie nie przypomina królewskiego kobierca rozłożonego pod naszymi stopami, lecz beznadziejne bezdroże zabłąkanego. Salomon zażądał serca słuchającego, czyli serca, które nasłuchuje, zanim słowo zostanie wypowiedziane. Zażądał serca, które wyłapuje każde natchnienie, nawet najcichsze.
Słuchać, zanim Bóg przemówi, to być gotowym wypełnić, zanim się wie, co się ma wypełnić. Słuchać, zanim Bóg przemówi, to najlepiej przygotować się na przyjęcie Tego, którego nawet ciało przemawia. Trzeba nam się jeszcze wsłuchać w to, co bezsłowne, co jest jedynie ciałem, gestem, ruchem, wyrazem twarzy. Dużo się mówi o body language człowieka. Ciało potrafi mówić, nawet nie wypowiadając słów. Co mówią oczy Jezusa? Co mówią Jego rany? Czym przemawiają jego zamknięte usta? Czy na pewno rozumiemy, że niewidzialny Bóg, który nie jest stworzeniem, stał się widzialnym człowiekiem, który nie jest stwórcą, nie przestając być stwórcą? Gdy Filip domaga się zobaczenia Ojca, Jezus mówi: Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie ujrzałeś? Dlaczego chciał nie tylko mówić o Ojcu, ale i Go odsłonić w sobie? Jakimi treściami przemawia do nas Jego milczenie agonii? Dlaczego Mateusz zaznacza, że Jezus bezsłownie otworzył usta, zanim powiedział choćby jedno z Ośmiu Błogosławieństw? Dlaczego Ewangelista zwrócił uwagę na tę mimikę twarzy, ruch ust, które jeszcze nie ubogaciły słuchaczy ani jednym błogosławieństwem? Dlaczego przed uzdrowieniem trędowatego Mateusz podkreśla, że Jezus zszedł z góry, a szły za nim tłumy? A gdy trędowaty błagał o oczyszczenie, dlaczego wyciągnął rękę, zanim wyrzekł słowo oczyszczające? Co mówi ten ruch ręką skierowany ku choremu?
Zanim Jezus powiedział do Mateusza słowa powołania, wpierw zobaczył w nim człowieka, choć inni widzieli w nim jedynie odczłowieczonego celnika. Jak wiele to mówi do nas, którzy niewiele ludzkiego w sobie potrafimy zobaczyć? Zaraz po przemienieniu podchodzi do drżących, leżących na ziemi ze strachu apostołów i delikatnie ich dotyka. Dopiero potem uspokaja słowami. Dotyk, który wyprzedził słowa – czyż nie był jak słowo, które dotyka? Jak bardzo to przemawia do wszystkich, którzy są przekonani, iż nie są godni bliskiej przyjaźni Jezusa, gdy czytają o celnikach i grzesznikach, którzy śmiało się do Niego zbliżali, a On nawet jadał z nimi! Co chciał dać do zrozumienia Piotrowi, nic nie mówiąc, tylko patrząc mu prosto w oczy, gdy wyparł się Go przed służącą Kajfasza? Czy nie przemawia do mnie dogłębne wzruszenie Jezusa, gdy, stojąc przed grobem Łazarza, widział Marię płaczącą u swoich stóp? A Jego krwawy pot, czyż nie jest jak wstrząsające rekolekcje, które wołają o wzruszenie duszy człowieka? Ciało Jezusa jest mową Boga, tak jak Jego przemowy. Apostołowie, jak mówi św. Bonawentura, zapewne wiele nauczyli się od Jezusa, słuchając Go, ale też niezmiernie dużo się nauczyli, patrząc na Niego. Czy nie jest potężnym głosem wołającym do mego serca widok Niezmierzonego, który leży jako maleńkie dziecko wprost na ziemi?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Augustyn Pelanowski OSPPE