Bóg, przez którego wszystko się stało, i bez którego nic się nie stało z tego, co się stało (por. J 1,3), zechciał stać się jednym z nas. Prawda ta wydaje się tak wielka, że nie mieści się w głowie. Bo jak może mieć granice Nieskończony?
Jak śmiertelnym może stać się Król nad wiekami? A jednak. Bóg zamieszkał między nami. Nie szukał splendoru. Nie przyszedł jako wielki Pan, ale narodził się z kobiety i był zwykłym, płaczącym dzieckiem. Nie w pałacu w którejś ze stolic ówczesnego świata, ale w małym miasteczku Betlejem. Jako dziecko ubogich, podróżujących rodziców, dla których nie znalazło się miejsce w gospodzie. Dlatego jego pierwszym mieszkaniem była stajenka, a zamiast kołyski miał zwyczajny żłób.
Jakże prawdziwie brzmią słowa proroka Izajasza o Narodzie Wybranym: „Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela, Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie”. Stwórca wszechświata przyszedł do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. A jednak w całym tym wydarzeniu jest tyle radości, że nie sposób narzekać tylko na ludzką niewdzięczność. Bo tego dnia zaczęły się spełniać Boże obietnice o zbawieniu człowieka.
Tego dnia narodził się Potomek Niewiasty, który w niedalekiej przyszłości miał zetrzeć głowę węża. Ludzkości pogrążonej w mroku i cieniu śmierci, chorób i innych nieszczęść zajaśniało Niezwyciężone Słońce, Jezus, który pokonał śmierć i otworzył bramy wiecznego zbawienia. Ale także dlatego, że w tych narodzinach widzimy, kim naprawdę jest Bóg. Potężny, mogący jednym swoim słowem zmieść cały Wszechświat, jest Bogiem naprawdę przyjaźnie do nas nastawionym. On nie gardzi naszymi sprawami. Radością, smutkiem, pracą, zabawą, zamyśleniem i płaczem. Nie musimy przed Nim drżeć, składać Mu wielkich ofiar. Jego słowa o miłości nie są czczą gadaniną. Bóg naprawdę nas lubi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Macura