Dla jednych talentem jest zdrowie, dla innych choroba.
Wszystko jest talentem, tylko my nie umiemy w takich kategoriach spojrzeć na to, co nas spotyka. Regułą jest oddawanie „bankierom” tego, co otrzymujemy od losu. Bóg jest panem losów wszystkich ludzi i każdemu człowiekowi daje zupełnie inne przeżycia: ciężkie i lżejsze, miłe i przykre, budzące zachwyt i budzące wstyd. Zdarzają się nam zarówno piękne czyny, jak i grzeszne upadki. Ale wszystko może być talentem zdobywającym pochwałę w oczach Boga i prowadzącym do nagrody, jeśli nic nie zataimy.
„Bankierami” są wszystkie te czynności, w których powierzamy Bogu to, co otrzymujemy od losu, począwszy od modlitwy pogodzenia, a skończywszy na spowiedzi. Dla jednych talentem jest choroba, dla innych zdrowie, jedni otrzymali bezsilność, lęk, opuszczenie, niepowodzenie, nieatrakcyjne ciało, ale wszystko to oddali Bogu, przez „bankierów” swych modlitw. Inni może otrzymali pieniądze i powodzenie w interesach, ale potrafili pamiętać o ubogich i wspomagać nieszczęśliwych. Ich postawa, pełna miłosierdzia i wsparcia dla bliźnich, stała się „bankierem” gwarantującym pochwałę Pana.
Ale bywa tak, że ktoś ma tylko jeden mały problem i być może wstydliwy. Trudno zgodzić się na los człowieka, który ma wadę zazdrości albo przechowuje urazę do kogoś, kto go w przeszłości zranił, albo ciąży mu upokarzający nałóg. Niełatwo przyjąć talent upokorzeń, które przeżyliśmy w przeszłości. Czy to, co było poniżeniem lub ograniczeniem naszej wolności, może być talentem? Oczywiście. Ten trzeci sługa, w konfrontacji z panem, wykazuje duży stopień złości, pretensji, buntowniczej niezależności, a nawet żalu. Nie wiemy, dlaczego wszedł w taką postawę, ale wiemy, że łatwo o taką opcję, gdy zdarza się w naszym życiu jakieś poważne ograniczenie losowe, na przykład gdy nie spełniły się nasze marzenia i otrzymaliśmy talent nieudanego, w naszym mniemaniu, losu. Wielu z nas go doświadcza i stoi przed wyborem: pogodzić się i uczynić z tego talent albo przez całe życie podtrzymywać w sobie złość i żal, bunt i obwinianie zarówno Boga, jak i bliźnich, a jednocześnie wypierać się tego doświadczenia.
Robert Bly, amerykański myśliciel, nazywa takie zachowanie „workiem na śmieci”. Za każdym razem, gdy tłumimy w sobie wspomnienie jakiegoś przykrego doświadczenia albo niewygodne uczucie, czy też trudne cechy charakteru, upychamy nasz „worek”. Mówiąc językiem tej przypowieści, zakopujemy talent niezadowolenia w niepamięci, niczym ten trzeci sługa w ziemi. Dopatrujemy się w tym wszystkim śmieci, a przecież to też talent. Robert Bly twierdzi, że właśnie dlatego niektórym jest tak ciężko w życiu, choć nie wiedzą, dlaczego. Można odzyskać wszystko, co zakopaliśmy, wydobyć to, od czego się odcięliśmy, ale wymaga to pokory, przebaczenia i oczywiście cierpliwości.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Augustyn Pelanowski OSPPE