Mamy prawo wpływać na to, co pokazywane jest w publicznych instytucjach kultury. Zdjęcie kiepskiej sztuki z afisza to jeszcze nie cenzura.
Polowanie na czarownice, cenzura prewencyjna, ograniczanie wolności artystycznej, dyskryminacja czy wreszcie nieśmiertelna „skrajnie prawicowa i ultrakonserwatywna wizja świata” – to arsenał określeń, których zwykle używa się, gdy stanowisko traci ktoś z „oświeconej” strony świata sztuki albo gdy w teatralnym repertuarze zagrożone jest miejsce dla bluźnierczego spektaklu. I nieważne wówczas jest to, jakie merytoryczne względy stoją za decyzją o zablokowaniu czyichś działań „artystycznych”. Należy podnieść krzyk, zrobić z artysty męczennika, bo przecież jemu wolno więcej i nic tu jakimś urzędnikom do tego, co robimy u siebie w teatrze. No właśnie – czy na pewno u siebie?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski