To nie upiór, to zbawca

Miłość bez szacunku staje się zuchwałą bezczelnością. Duch naszej epoki wymusza na nas wyobrażenie Boga, który jedynie się uśmiecha i czule przemawia.

Zaraz po rozmnożeniu chleba, Jezus przynaglił uczniów, aby wsiedli do łodzi. Nie czekał na okrzyki podziwu i wdzięczność. Przebywał sam na modlitwie, gdy uczniowie wiosłowali ku drugiemu brzegowi. Był odłączony, jak Paweł, który dla zbawienia braci pragnął być nawet pod klątwą. Eliasz wchodzi na górę Horeb, aby się modlić za Izrael dryfujący ku bałwochwalstwu.

Burza. Jezus, mając przed sobą ścianę ulewy i pęknięcia nieba zarysowane piorunami, nie cofnął się do uwielbiających Go tłumów, ale podążył za zagubionymi w nawałnicy uczniami. Przyjaźń, pełna pragnienia uratowania przyjaciół, daje moc kroczenia po niemożliwym gruncie, po falach! Bóg nie zostawia swych przyjaciół w najstraszniejszych sztormach. Idzie jak orzeźwiający powiew uspokojenia. Bóg wszystko uspokaja, o nikim nie zapomina, za każdym, kto zagubił się, podąży.

Nie poznali Go. Trudno poznać Boga w chwili, w której wydaje się, że to właśnie On nas opuścił. Wydawał się upiorem, ale był zbawcą. Czy można się dziwić, że najpierw była bojaźń, zanim przyszło uspokojenie i miłość? W książce „Zaćmie-nie Boga” Martin Buber, komentując zwątpienie Whiteheada, który nie mógł pogodzić Boga bojaźni, znanego ze Starego Testamentu, z Bogiem miłości, jaki się objawił w Jezusie, napisał, iż ten filozof zupełnie nie uchwycił sensu słowa „początek”. Początkiem mądrości jest bojaźń Boga. Początkiem, ale nie końcem! Kto zaczyna od miłości, nie odczuwając przedtem bo-jaźni, ten miłuje bożka, a nie rzeczywistego Boga, który na początku jest niezrozumiały i przerażający. Miłość bez szacunku staje się zuchwałą bezczelnością. Duch naszej epoki wymusza na nas wyobrażenie Boga, który jedynie się uśmiecha i czule przemawia. Ale jest to obraz uformowany naszymi potrzebami i spowodowany tłumieniem lęków. Bóg nas nie straszy dla zabawy albo wymuszenia czołobitności, lecz niekiedy, aby nas uratować, musi użyć swej potęgi, a ta, choć zbawienna, przeraża. Przecież zbliżał się po to, by ich uratować! Bali się, dopóki tylko był dla nich obrazem, przestali się bać, gdy stał się dla nich słowem, gdy przemówił!

I jeszcze jedno. Wszyscy chcemy kierować swoim losem samodzielnie. Wydaje nam się, że możemy panować nad sobą i kierować łodzią losu ku wieczności bez specjalnych interwencji Boga. Pewnego dnia przychodzi burza, żywioły niewidzialnych sił przejmują nad nami kontrolę, wszystko wymyka się z rąk, a grunt spod nóg. Jesteśmy bezradni. Chcąc przed tym doznaniem zdezerterować, szukamy kogoś, kto przejmie odpowiedzialność za nasz los, pojawia się wtedy uzależnienie i pod-porządkowanie, dominacja i tyrania. Nikt nas nie zbawi oprócz Boga. Człowiek został obdarowany taką potęgą istnienia, że sam nie jest w stanie jej unieść. Do tego potrzeba aż Boga.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

o. Augustyn Pelanowski