We współczesnym świecie, w którym wysoko ceni się demokrację, uroczystość Chrystusa Króla może wydawać się anachroniczna.
A jednak tęsknota za autorytetem, za przywódcą, któremu można zaufać i za którym warto iść, jest wciąż obecna. Chociaż czasem źle umieszczana, a czasem skrywająca się za obrazem z literatury czy filmu.
Tytuł Chrystusa Króla jest mocno osadzony w Starym Testamencie, w zapowiadanym przyjściu Mesjasza-króla. I w Nowym, gdzie Chrystus wielokrotnie mówi o królestwie.
Jest to jednak królowanie z krzyża. To paradoks chrześcijaństwa, że znak zdrady, bólu, odrzucenia i klęski jest tronem chwały króla. Znakiem jego rzeczywistego tryumfu. Nie chodzi tu tylko o moralne zwycięstwo nad poniżającymi oprawcami w rodzaju ideologii non violence, ale o prawdziwy radykalny tryumf nad mocami zła i śmierci, którym owi prześladowcy nie zawsze świadomie służą.
W sztuce wczesnego średniowiecza Chrystus jest przedstawiany na krzyżu właśnie jako pełen godności król, często ubrany w długą szatę. Pamiętajmy o tym, patrząc na krzyż, który nie jest tylko znakiem przyjętego cierpienia, poniżenia i śmierci, ale również największej nadziei. Tak jak to zobaczył dobry łotr, wyznając wiarę w królestwo Chrystusa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Katarzyna Czarnecka, archeolog z Warszawy, należy do Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego