Kiedy pozwalam sobie na to, aby słowo Boże oświetlało moją rzeczywistość, moją wiarę i niewiarę, widzę, jak bardzo jestem z tłumem, który ciśnie się, aby usłyszeć, co mówi Jezus Chrystus.
Dostrzegam również siebie łączącą się z postawą Szymona Piotra, a także to, jak szybko przeprowadzam konfrontację z rozumem, który podpowiada, że wcześniejsze doświadczenie czegoś mnie nauczyło, podpowiedziało, że ryb w tym jeziorze nie ma. Więc zwątpienie jest oczywiste, uzasadnione!
Często ogarnia mnie zdziwienie, a potem zaraz zawstydzenie, zażenowanie, bo znów nastąpiło wewnętrzne rozdarcie. Chyba jest ono nieuniknione. Wiąże się z przeżywaniem lęku, bo zawierzenie Bogu to często porzucenie wiary w siebie, w swoje zdolności rozeznawania i we wszelką pewność, która wynika z własnego doświadczenia. Być może należy też zrezygnować z niektórych przekazów i nakazów, zbudowanych w nas przez innych ludzi.
Ale jednak jestem w Kościele, także tym przez małe „k”, słucham słowa Bożego i czekam w gotowości, aby móc wypłynąć na głębię (mimo że wody nie lubię).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Róża Piwoni-Cieślińska, psychoterapeuta, matka trojga dzieci, babcia trojga wnucząt