Dzieci są nieprzydatne. Nie są „po coś”. Matki nie czerpią z nich żadnych korzyści. Odwrotne: nieustannie tracą dla nich czas: nie przesypiają nocy. Dzieci są po to, by je kochać.
Mnich jest człowiekiem nieprzydatnym społeczeństwu – pisze trapista, o. Michał Zioło. – Tę prawdę trzeba przyjąć dosłownie. Jestem nikomu niepotrzebny, nieprzydatny. Czy śpię, czy pracuję, nikt nie czerpie ze mnie żadnych korzyści. Jestem cieniem. Zdaję sobie sprawę, że może to wywołać protest ludzi, którym mnich kojarzy się z podtrzymywaniem na barkach całego świata i konkretną fizyczną pracą. Często ludzie krzątający się przy różnych pracach Kościoła z ulgą wskazują na zakony kontemplacyjne: to nasze modlitewne zaplecze. Zajęciem mnicha jest modlitwa, ale ten, kto uważałby się za specjalistę w tej dziedzinie, strasznie okaleczyłby Boże wezwanie. Jego powołaniem jest bycie nieprzydatnym.
Te prowokacyjne tezy to, według mnie, klucz do zrozumienia ludzi zamkniętych za klasztorną furtą. 2 lutego obchodzimy ich święto: Dzień Życia Konsekrowanego. Mnisi i mniszki wskazują na serce chrześcijaństwa: Bóg kocha za darmo. Nie można zapracować na Jego miłość.
Kiedyś, gdy przeżywałem spore duchowe zawirowania, jedna z sióstr z naszej wspólnoty napisała do mnie list. Zaczynał się od słów: „Jedyną twoją wartością jest to, że jesteś synem Boga”. Pamiętam to do dziś. Jestem dzieckiem. Mogę schować „zasługi”, to, co napisałem, zaśpiewałem, wytańczyłem. Dlaczego Jezus, mówiąc o niebie, wskazuje na dziecko? Czy tylko dlatego, że jest zależne od rodziców, szczere do bólu, bezradne? A może chodzi o inną cechę: nieprzydatność. Gdybym poprosił małego Łukasza o przyniesienie z kuchni zupy, musiałbym sprzątać cały przedpokój i szorować zdezorientowanego psa zalanego pomidorową. Dzieci są nieprzydatne. Nie są „po coś”. Są. Po prostu. Matki nie czerpią z nich żadnych wymiernych korzyści. Odwrotne: nieustannie tracą dla nich czas: nie przesypiają nocy. Dzieci są po to, aby je kochać – śpiewa Anna Maria Jopek. Za darmo, bezinteresownie.
Konsekrowany znaczy „poświęcony”. Może dlatego, że swój czas poświęca Bogu? Traci go dla Niego? Aktywny, zapracowany duszpastersko ojciec Michał Zioło trafił do trapistów. Magister nowicjatu kazał mu skopać ogródek. Ojciec Tomasz Kwiecień śmieje się: Michał zatarł ręce, patrzy, ogródek jest nieduży. Na skopanie aż cztery godzinki. Skopał w godzinę i mówi: „Świetnie! Teraz się wykąpię, przeczytam książkę, napiję się herbaty, zrobię to, tamto...”. Taki klasyczny dominikański punkt widzenia: wszystko, co mi przeszkadza studiować i czytać książki, jest niebezpieczeństwem. A mistrz mówi: „A gdzie ty się śpieszysz? Przerwij sobie po dwóch sztychach łopatą. Popatrz, posłuchaj: drzewko kwitnie, skowronek świergoli, słoneczko świeci, a tu chmurka, gdzie się śpieszysz? Masz aż cztery godziny, dlaczego musisz wszystko zrobić tak prędko?”. Dla ojca Michała to było objawienie.
Żyjemy w kulcie produktywności. Chcemy być Wincentymi Pstrowskimi Kościoła. A może spróbujemy potracić dla Boga czas? Poświęcać go – konsekrować.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz