Kiedy w mundurze harcerskim stałem pośród 600 000 żałobników na pogrzebie ks. Jerzego Popiełuszki, miałem przeczucie, że Pan Bóg daje nam jakiś znak.
Kiedy z wysiłkiem podnosiłem syna nad głowy zebranych na Placu św. Piotra, aby pełniej uczestniczył w pogrzebie Jana Pawła II wraz z setkami milionów ludzi na świecie, czułem wdzięczność, że możemy wprost być cząstką Słowa, które Bóg kieruje do świata. Możemy patrzeć na Jego chwałę. A zatem moje pokolenie, jak każde, otrzymuje znaki. Chrystus jest tuż za drzwiami. Nie mogę powiedzieć, że nie wiedziałem, że przyjdzie już za chwilę, jeszcze za mojej śmierci. Więc nie mogę być smutny.
Tylko jedna rzecz mnie niepokoi: aniołów pośle po „swoich wybranych”. Jak być jednym z nich? Patrzę z podziwem na wielkich: Jana Pawła, prymasa Wyszyńskiego, ks. Jerzego… Ci byli wybrani, ale gdzie mi do nich z całym moim bagażem przeciętności. Jednak skoro ich życie jest znakiem, to dla kogo? Czy nie dla takich jak ja? Czy to nie ja mam ich naśladować? Może to przeciętni, którzy patrzą na wielkie rzeczy, są podmiotami zdarzeń, wybranymi, o których Mu chodzi. Nie zapomni o nikim „od krańca ziemi do szczytu nieba”. Może chodzić też o mnie?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Rafał Wieczyński, reżyser powstającego filmu „Popiełuszko”