Spełnienie jakiegoś marzenia nie zawsze przynosi radość. Spodziewane laury i zaszczyty nie zawsze są tym, na co oczekujemy.
Jednak jakaś wewnętrzna siła każe nam często o te zaszczyty zabiegać. Jest w tym jakaś oznaka skazy na naszej naturze. Tak naprawdę nie powinniśmy dziwić się synom Zebedeusza. Bijąc się we własne piersi, musimy przyznać, że nie wiadomo, czy nie postąpilibyśmy tak samo.
Zaangażowani bardzo we współpracę z Mistrzem z Nazaretu, pewnie w odpowiednich (sprzyjających okolicznościach) poprosilibyśmy Go o to samo.
Może mamy po prostu kłopot ze zrozumieniem prawdziwej pokory. Może z tego właśnie powodu tak trudno zrobić coś razem, dogadać się w jakiejś sprawie, połączyć wysiłki. Mam jednak wrażenie, że zbyt często ta nasza pokora jest gdzieś na dnie serca, na dnie świadomości, obudowana w pragnienie zabłyśnięcia w samej dziedzinie… pokory.
Słuchając opowieści o Jakubie i Janie, domagających się najwyższych stanowisk, przemknie po głowie niejednego z nas: „ale im brak pokory, nie to, co ja. Ja to dopiero jestem pokorny”. No cóż, Jezus powiedział: „Beze mnie nic nie możecie zrobić”. Pewnie pokorę też miał na myśli.
PS. A swoją drogą, coś jest w tej chęci bycia i na lewicy, i na prawicy....
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogdan Sadowski, dziennikarz telewizyjny TVP