To nieważne, czy powstanie o nim film. Ważniejsze stokroć to, że Boży ludzie wciąż żyją na tej ziemi.
Jego życiorys jest tak barwny, że można by nakręcić o nim pasjonujący film. Akcja zaczynałaby się w roku 1503 w małej wiosce w Portugalii, do której przybywa wędrowny ksiądz. Zatrzymuje się w domu Andrzeja i Teresy Ciudad. Ich ośmioletni synek Jan słucha z wypiekami na twarzy opowieści wędrowca. Jest tak zauroczony, że w nocy ucieka z domu i podąża za nieznajomym. Docierają do hiszpańskiego miasta Oropesa. Mały Janek odnajduje tam swój drugi dom, u zarządcy dóbr miejscowego hrabiego. W wieku 28 lat zaciąga się do wojska hiszpańskiego i wojuje z Francuzami.
Cudem unika śmierci. Ponownie wyrusza na wojnę, tym razem przeciwko Turkom na wschodzie Europy. W końcu wraca do rodzinnej wioski. Odkrywa smutną prawdę o losie swoich rodziców. Matka zmarła ze zgryzoty po utracie syna, ojciec przywdział habit franciszkański i wkrótce także umarł. Jan postanawia odpokutować swoje grzechy. Udaje się do Afryki z pragnieniem męczeństwa. Pracuje kilka lat przy budowie fortyfikacji twierdzy Ceuta. W końcu wraca do Hiszpanii. Handluje pobożnymi książkami. Osiada w mieście Grenada. 20 stycznia 1538 roku słucha słynnego kaznodziei Jana z Avila. Kazanie działa na niego jak grom z jasnego nieba. Jan rzuca się na ziemię, targa włosy, ubranie, woła: „Boże! Miłosierdzia!”. Otoczenie uznaje, że oszalał. Zamykają go w domu dla obłąkanych. Tam doświadcza straszliwych cierpień. Metody „leczenia” chorych psychicznie były w owych czasach okrutne, polegały głównie na biciu. W szpitalu Jan odkrywa swoje właściwe powołanie: opieka nad chorymi i ubogimi.
Po wyjściu z zakładu dla obłąkanych zakłada swój pierwszy szpital. Żebrze o pieniądze na jego działalność, sam troszczy się o swoich podopiecznych. Dba o higienę, co w ówczesnych czasach jest czymś nowym. Troszczy się również o upadłe kobiety. Prosi je o zmianę życia i dba, by miały z czego się utrzymać po zaprzestaniu nierządu. Z czasem gromadzi się wokół niego grupa bożych szaleńców, z których już po jego śmierci powstanie zakon bonifratrów. Umiera 8 marca 1550 r. na klęczkach, trzymając w ręce krzyż. Ma 55 lat. Mówił o sobie, że jest grzesznikiem. Już za życia nazywano go Janem Bożym.
To nieważne, czy powstanie o nim film. Ważniejsze stokroć to, że Boży ludzie wciąż żyją na tej ziemi. Słuchałem niedawno o lekarce pracującej z wielkim poświęceniem wśród umierających. Przypomniał mi się fragment z Miłosza: „Wystarczy mocno i wytrwale zastanawiać się nad jednym życiem/ Pewnej kobiety na przykład, jak teraz robię, / A ukazuje się wielkość tych jakże słabych istot, / Które umieją być prawe i dzielne, cierpliwe aż do końca. / Cóż mogę więcej, Panie, niż tak rozpamiętywać / I stanąć przed Tobą z pokłonem błagalnika, / Dla ich bohaterstwa prosząc: przyjm nas do Twojej chwały”. Mogę rozpamiętywać, mogę naśladować.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Jaklewicz