... oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy"
Urodziłem się, to znaczy – zostałem wyprawiony w drogę. Ile mam do przejścia? Dwadzieścia, osiemdziesiąt, sto lat? Idę – nie sam. Zawsze ktoś jest obok: mama, babcia, brat, przyjaciel, żona… To ważne, z kim się idzie. Nie z każdym dochodzi się tam, gdzie się chce dojść. Rozmawiamy „z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło”, nie przerywając marszu.
A dokąd idziemy? Dokąd idę? Mógłbym przed siebie, gdzie nogi poniosą, zdać się na drogę, niech prowadzi sama… Na szczęście, nie muszę dryfować. Wiem, dokąd idę. Wiem, bo wierzę. Dlatego moje kroki mają sens, a trud wędrówki jest do zniesienia. Jest do zniesienia, choć boli, męczy.
Dokąd idę? Jestem w drodze do Nowego Jeruzalem, od którego dzieli mnie jakieś kilkadziesiąt, może kilkanaście lat. To tak daleko jeszcze! Skąd czerpać siły, by nie ustać w drodze? Z postoju w Emaus. Emaus powtarza się na każdej Eucharystii.
* Mariusz Solecki – nauczyciel języka polskiego w Społecznym Gimnazjum i Liceumim. W. Korfantego w Katowicach, krytyk literacki, ojciec Janka i Jurka, lubuszanin.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mariusz Solecki