Działał, nie gadał. Dziś ludzie mówiliby o nim „twardziel”.
Ludzie umieją liczyć. A potem patrzą z ubolewaniem na człowieka, któremu żona zaszła w ciążę wtedy, gdy jego przy niej nie było. Tak zapewne patrzyli na Józefa. Tego z rodu Dawida. Męża Maryi.
Na pozór był zwykłym facetem z piłą i siekierą. Pewnie był niezłym fachowcem. Ale do dużych pieniędzy jakoś nie doszedł. Pewnie za bardzo przejmował się ludźmi. Był przecież człowiekiem sprawiedliwym. Nie chciał niczyjej krzywdy. Gdy się zorientował, że Maryja nosi nie jego dziecko, obmyślił plan, jak Ją uchronić od upokorzeń, a może i czegoś jeszcze gorszego. Kierował się tylko sprawiedliwością? Pewnie też. Ale nawet w takiej sytuacji okazało się, że po prostu Ją kochał.
Na tej miłości budował sam Bóg.
„Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1,20–21). Zdaniem Jana Pawła II, w tych słowach zawiera się „moment centralny biblijnej prawdy o św. Józefie”.
Uwierzył. Odważył się. Poniósł wszystkie konsekwencje podjętej decyzji. Teraz w dokumentach kościelnych czytamy o nim, że był „domniemanym ojcem Jezusa”. Ale święty Augustyn już dawno stwierdził: „Ze względu na wierne małżeństwo oboje zasługują, by nazywać ich rodzicami Chrystusa, nie tylko Jego matka, ale także Jego ojciec, którym był w ten sam sposób, w jaki był małżonkiem Jego matki – w umyśle, a nie w ciele”. To on nadał Jezusowi imię. W ten sposób potwierdził swoją ojcowską władzę nad Nim. Gdyby nie miał tej władzy, rodowód Jezusa nie byłby w Ewangelii podawany według jego genealogii.
Na kartach Pisma Świętego w ogóle się nie odzywa. Może był małomówny. A może po prostu był człowiekiem czynu? „Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański”, odnotował św. Mateusz. Działał, nie gadał. Dziś ludzie mówiliby o nim „twardziel”.
Oblubienic Najświętszej Maryi Panny. To znaczy kto? Zwyczajnie, mężczyzna, którego pokochała. Gdyby żyła dzisiaj, mówiłaby pewnie o nim „mój facet”, jak inne dziewczyny.
Są wizerunki, na których przedstawiany jest z piłą. Najczęściej jednak pokazywany jest z lilią, symbolem czystości i niewinności. Kto dziś poważnie traktuje człowieka z lilią? Gdyby trzymał w dłoniach potężną piłę mechaniczną...
Bóg potraktował go niesłychanie poważnie. Zaufał mu. Powierzył mu swojego Syna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Artur Stopka