Myśl wyrachowana: Skąd by grzech nie przyszedł, zawsze wychodzi bokiem
Dowcip z PRL. Radziecki uczony wyrwał musze nogę. – Mucha, idi! – zakomenderował. Mucha ruszyła. Wy-rwał drugą nogę – ruszyła. Gdy owad nie miał już kończyn, wezwanie „mucha, idi” nie zadziałało. Uczony zapisał: „Po wyrwaniu ostatniej nogi mucha traci słuch”.
Niedawno znajomy powiedział mi: „Zauważyłem, że gdy nie jestem w łasce uświęcającej, za całe zło obwi-niam żonę”. Kapitalne. Rzadko się zdarza, żeby ktoś zauważył taką zależność. Bo ludzie powszechnie stosu-ją wnioskowanie „uczonego” – gdy sprawy się sypią, przyczynę zawsze widzą na zewnątrz. Nigdy w złu ich własnej produkcji. Przyjęło się sądzić, że grzech nie ma żadnego wpływu na życie, bo jego skutki nie wyskakują od razu jak guz na głowie po uderzeniu. Co więcej, skutki te nie dotyczą tylko dziedziny, w której się grzeszy. Ktoś łyknął pigułkę „dzień po” i nie wie, co to się stało, że w domu wszyscy na siebie warczą, czemu każdy wkurzony jak premier po urlopie w Dolomitach.
Małżonkowie stosują antykoncepcję i nie mają pojęcia, skąd im się biorą napady agresji albo dlaczego nie mogą dogadać się z teściami. Właści-ciel stacji benzynowej leje wodę do paliwa i nie widzi związku między tym faktem a nienawiścią, jaką czuje do wszystkiego i wszystkich. Ktoś nie wychodzi z domu bez sprawdzenia horoskopu i dziwi się, czemu – choć żona Ryba, córka Baran, a syn Koziorożec – wszyscy patrzą na niego bykiem. Inny ktoś masturbuje się i nie wie, skąd ten ciężki smutek, który ogarnia go ni stąd, ni zowąd i czemu świat nie jest już taki kolorowy jak kiedyś. Nie może być inaczej, skoro ludzie tak powszechnie wypierają się Tego, który przekonuje świat „o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie”. Kiedy ochrzczeni przestają korzystać z sakramentów, zwłaszcza z sakramentu pokuty, trwale żyją bez łaski uświęcającej. Za tym musi iść uznanie wymagań Kościoła za nieludzkie.
„To nierealne, żeby żądać od młodzieży życia bez seksu” – słychać coraz częściej. „Niemożliwe” rozlega się w odniesieniu do wszystkiego, co kosztuje odrobinę duchowego wysiłku. Owszem, to jest niemożliwe – bez łaski uświęcającej. Chrześcijanin, który odcina się od źródła łaski, jest jak człowiek usychający z pragnienia. I choć deszcz łaski pada obficie, on nie może napić się ani kropli, bo otacza go nieprzemakalny kokon grzechu. Nie da się żyć po chrześcijańsku – czyli szczęśliwie – bez łączności z Bogiem. Niemożliwe, żeby człowiek skrępowany sznurem swobodnie chodził. Niemożliwe, żeby osobnik tkwiący w piwnicy bez okien cokolwiek widział.
Niemożliwe, żeby ktoś od tygodnia pozbawiony jedzenia był równie silny jak tydzień wcześniej. Ale też Bóg nie wymaga, żebyśmy mimo więzów chodzili, żebyśmy widzieli w ciemności, a przymierając głodem, wyrywali drzewa z korzeniami. Bóg chce, żebyśmy byli wolni od więzów, żebyśmy chodzili w świetle i nie cierpieli głodu. I to się może stać. I to dzieje się zawsze, gdy człowiek wreszcie uniesie głowę znad koryta i powie: „Zgrzeszyłem. Wracam do Ojca”.?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak