Myśl wyrachowana: Człowiekowi szkodzi grzech, a nie jego ujawnienie.
Miniony rok był podobno dla Kościoła ciężki, a nawet straszny, głównie z powodu ujawnienia przypadków pedofilii wśród duchownych. A jednak myślę, że właśnie dlatego ten rok był wyjątkowo dobry. Złe były lata, w których ci duchowni popełniali swoje zbrodnie w ukryciu. Bo i co z tego, że świat o nich nie wiedział? Kiedy śmiertelna choroba rozwija się w człowieku po kryjomu, to dla niego gorzej. Rozkoszuje się swoją kondycją, gdy powinien się leczyć, obżera się smakołykami, gdy potrzebuje diety. Nie, nie. Złe były lata grzechu, a nie rok jego ujawnienia. To prawda, że w porównaniu z innymi grupami społecznymi wśród księży jest statystycznie najmniej pedofilów. Prawda, że ten fakt jest w większości mediów celowo niezauważany, a każdy przypadek „katolickiej” pedofilii cudownie rozmnażany. Jednak i to jest prawdą, że jeden ksiądz krzywdzący dziecko jest gorszy niż pięćdziesięciu innych. Ofiarnik Boga, który diabłu składa ofiary z ludzi – to dopiero rarytas. Dopóki taki nieszczęśnik pozostaje w glorii cnoty, dopóty Dobra Nowina w jego ustach zmienia się w kłamstwo.
Dlatego dobrze się stało, że to wyszło. I to dotyczy właściwie każdej złej sprawy. Dobrze dla wszystkich, zwłaszcza dla sprawców. Bo skrytogrzesznik jest w gorszej sytuacji niż jawnogrzesznica. Co ma do stracenia prostytutka? Tylko grzech, bo opinię straciła już dawno. Zostaje jej rzucić się z płaczem do stóp Jezusa. Łajdak, który chodzi w glorii cnoty, musi najpierw pozbyć się owej glorii. A to trudniejsze niż cokolwiek innego. To niemal tak, jakby partia rządząca miała dobrowolnie wszcząć rzetelne śledztwo w sprawie afery hazardowej. Takie rzeczy się nie zdarzają. Czy kto słyszał na przykład, żeby ktoś otwarcie, niezmuszony sytuacją, wyznał: „byłem agentem”? Archiwa IPN uginają się od dowodów ludzkiej podłości, ale okazuje się, że donosy pisały się same, a podpisywały krasnoludki. Cały PRL był złudzeniem. Nie ma współpracowników i pracowników, nie ma dyspozycyjnych sędziów i prokuratorów, nie ma partyjniaków i zomowców.
Mija czas, wielu oddycha z ulgą – może już nic nie wyjdzie. Wszystko wyjdzie. Nie teraz, to później. Wszystko jest nagrane. „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome” – zapewnił nas Jezus (Łk 12,2). Tylko lepiej, żeby wyszło teraz, a nie po tamtej stronie życia. To wielka łaska dla zakłamanego człowieka, gdy jeszcze za życia na jaw wychodzi jego prawdziwe oblicze. Bo on musi oddać społeczeństwu zagarnięty szacunek, jakim się bezprawnie cieszył. Gdy spadnie jego sztuczna aureola, diabeł nie może już szantażować go jej utratą. I jest jeszcze czas na łzy, którymi można oblać stopy Jezusa. Szczera pokuta z niejednego niemal gotowego potępieńca zrobiła świętego. Ukrywanie grzechów w trosce o „dobro Kościoła” jest troską o opał dla piekła. Prawda jeszcze nikomu nie zaszkodziła, nawet jeśli bardzo bolała. Chyba nie ma na ziemi większego bólu niż ten, który towarzyszy kruszeniu się pancerza faryzeizmu. Ale pozostanie w tym pancerzu spowodowałoby ból nie z tej ziemi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak