Myśl wyrachowana: Wiocha jest nie tam, gdzie ludzie się trzymają, lecz tam, gdzie się puszczają
Najpierw miały być setki tysięcy, potem kilkadziesiąt tysięcy. W przededniu imprezy mówiono o piętnastu tysiącach. Ostatecznie „wielka międzynarodowa Europarada” zgromadziła osiem tysięcy gejów, lesbijek, Ryszarda Kalisza i Wojciecha Olejniczaka. Już w przeddzień, gdy wielka euroklapa wisiała w powietrzu, diagnozował ją Seweryn Blumsztajn z „Gazety Wyborczej”: „Warszawa, która stara się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, dosłuży się, ignorując EuroPride, najwyżej tytułu Europejskiej Wiochy. Widocznie Hanna Gronkiewicz-Waltz woli raczej rządzić swojską, pełną naszych kompleksów i urazów mieściną niż europejską stolicą”. Znamienne słowa. Wymykają się przedstawicielom „salonu”, gdy złość przeważa nad wyrachowaniem.
No bo co to znaczy? Że wieś to coś gorszego niż miasto? Ale tak poważnie, redaktorze Blumsztajn – co pan chciał powiedzieć? Uważa pan, że miejsce zamieszkania decyduje o ludzkiej mądrości? Twierdzi pan, że siedliskiem „kompleksów i urazów” jest wszystko to, co nie naśladuje Amsterdamu, Paryża albo innej Brukseli? Skoro „Polacy nie gęsi”, to tym bardziej nie małpy. Od kiedy to wzorzec kultury znajduje się w zachodniej Europie? Co tam jest takiego, że to my musimy dorównywać im, a nie oni nam? Jeśli ktoś tu ma kompleksy i urazy, to właśnie ci, którzy gapią się w Zachód niczym erotoman w pornosa. Jeśli komuś w Polsce ciemno, to może niech nie zmienia Polski, tylko sprawdzi, czy u niego ze wzrokiem wszystko w porządku. Bo u nas całkiem jasno. Dzieci się rodzą, starcy umierają bez „pomocy”. A i marsze mamy, tyle że na Jasną Górę, a nie w czarną dziurę.
Jeśli przybywa krajów, w których zasady stawia się na głowie, to nie znaczy, że tam ludzie zmądrzeli. Tam elity po prostu o nic już narodu nie pytają. Elity ludźmi spoza swojego kręgu zwyczajnie gardzą. Bo „motłoch” wciąż jeszcze nie dał się urobić. Potwierdzają to referenda na temat możliwości zawierania jednopłciowych „małżeństw”. Przeprowadzono je na przykład w kilku stanach USA. Wszędzie, gdzie się odbyły, sprawa przepadła. Wszędzie! Dlatego elita jak ognia boi się referendów i legalizację wynaturzeń wymusza drogą parlamentarną lub sądową. Warszawska parada, a raczej to, co z niej zostało, zbiegła się z obchodami rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Na dawnym polu bitwy były tłumy, jakich inżynierowie społeczni daremnie wypatrywali w stolicy. Ponad sto tysięcy ludzi oglądało rekonstrukcję największego triumfu militarnego w polskiej historii. A nie powinno było do tego triumfu dojść, bo Władysław Jagiełło był prowincjuszem z litewskich lasów. Powinien był uniżyć się przed wyższą kulturą, bo Krzyżacy mieli centralne ogrzewanie, a nawet toalety z bieżącą wodą. Wspierało ich rycerstwo z całej Europy, a nie jakieś kmioty spod Krakowa. Najlepiej, jakby król Polskę z Litwą przyłączył do państwa krzyżackiego. Poziom cywilizacyjny mielibyśmy dziś wyższy i rządziłaby nami kobieta Angela Merkel. A w miejsce zapyziałej dumy narodowej mielibyśmy dumę postępową, bo gejowską.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak