Myśl wyrachowana: Kto chce zadowolić wszystkich, nie zadowoli nikogo, bo nikt nie jest „wszyscy”.
Słyszeli Państwo, że na rynku w Warszawie ma stanąć automat do golenia? Taki na monetę albo na kartę. Wsadza się głowę w takie jakby pudło z odpowiednio ustawionymi brzytwami, czeka parę sekund – i gotowe. Co? Mówicie, że to niemożliwe, bo każdy ma inną gębę? Tak, ale tylko za pierwszym razem.
Przed wyborami marszałek Komorowski powiedział KAI, że nie zrezygnuje z zasady, „żeby nie używać wiary jako sztandaru politycznego”. Ładnie brzmi, prawda? Bo on chce być „prezydentem wszystkich Polaków”, a skoro tak, to nie może kierować się swoimi przekonaniami. On musi mieć przekonania „prezydenckie”. Musi wspierać pluralizm społeczny, etyczny i moralny, zwalczać dyskryminację i tolerować, co tam trzeba. Innymi słowy, urząd prezydenta powinni obejmować ludzie uśrednieni i pozbawieni własnych poglądów, którzy doskonale pasują do sztancy. Jeśli nie pasują, powinni natychmiast skorzystać z „automatu do golenia”. Potem już będą realizować tylko to, co zamówią oświeceni ludzie postępu, rzucając ludowi frazesy o zgodzie i o polityce miłości.
Ciekawe, że najwybitniejsi politycy kompletnie nie pasowali do wzorca przywódcy wszystkich obywateli. Wielkość Ronalda Reagana czy Margaret Thatcher polegała na tym, że oni dokładnie wiedzieli, czego chcą i odważyli się zrobić z tej wiedzy użytek. Reagan nie przejął się pacyfistycznym pojękiwaniem „pożytecznych idiotów” i wykończył Związek Sowiecki wyścigiem zbrojeń. Thatcher przetrwała potężny atak populistów i tak ustawiła gospodarkę, że następcy do dzisiaj nie zdążyli jej zepsuć. Ale żeby stawić czoła politycznej poprawności i nie wystraszyć się lewackiej propagandy, to trzeba mieć charakter. Niemożliwe, żeby wybitny był ktoś, kto nie robi „sztandaru politycznego” z tego, w co wierzy. Bo w innym wypadku będzie musiał robić sztandar z tego, w co nie wierzy, a pod takim sztandarem można jedynie przegrać.
Jeśli prezydent ma pasować do jakiegoś idealnego wzorca, to po co w ogóle wybory? Zróbmy robota prezydenckiego z wgraną konstytucją, stałym łączem do parlamentu i z długopisem do podpisywania ustaw. Nie można być wybrańcem wszystkich Polaków, bo nigdy wszyscy Polacy nie będą mieli jednakowych poglądów. Prezydent, jeśli ma być kimś, nie może mówić „zostajemy w Afganistanie”, a nazajutrz „wychodzimy z Afganistanu”. Nie może twierdzić, że zależy mu na rodzinie, a podpisywać niszczącą rodzinę ustawę „przemocową”. Jeśli zapalony myśliwy nagle zaczyna udawać fotografa, to kim właściwie jest? Kim jest ktoś, kto mówi, że jest katolikiem, a jawnie sprzeciwia się nauce Kościoła?
Gdy kandydaci do władzy mówią, że zrobią dla nas wszystko, należy się od nich trzymać z daleka. Bo naprawdę coś dobrego może zrobić tylko taki, który powie: „O nie, są rzeczy, z których nie zrezygnuję, choćbym miał przez to przegrać”. Tylko wtedy jest szansa,
że wygra – a my przy nim.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak