Myśl wyrachowana: Najlepszy hołd oddany ludziom to ten złożony Bogu
W ubiegłym tygodniu na stronie KAI zamieszczono list solidarności z Benedyktem XVI w obliczu przypuszczonego na papieża ataku medialnego. Pod numerem 2609 widnieje wpis: „Lech Kaczyński, Warszawa, prezydent”. Prezydent podpisał się pod tym listem przed północą w piątek 9 kwietnia. Na tym zakończył dzień. Swój ostatni pełny dzień. Ostatnie rzeczy – słowa i czyny – mają znaczenie szczególne, bo mówią coś o stanie duszy w obliczu nadchodzących rzeczy ostatecznych. Kardynał John Newman (niebawem błogosławiony) mówił, że chrześcijanin powinien zawsze być gotowy na przyjęcie Komunii świętej i śmierci. Nie zawsze tak bywa, ale akurat w oktawie Wielkanocy świadomi katolicy, po spowiedzi i Komunii wielkanocnej, w większości są gotowi. I właśnie w takim czasie śmierć przyszła na niemal stu naszych znajomych. Za sprawą mediów każdy ich przecież znał. Stąd tak powszechny wstrząs i – rzecz charakterystyczna – powszechna modlitwa. Tyle modlitw zanoszonych z autentycznym przejęciem do Boga w dniach Miłosierdzia Bożego mogłoby chyba wyszarpać sprzed bram piekła najgorszego grzesznika. Jakie to szczęście, że żyjemy w takim kraju, w którym ludzie wiedzą, Kogo wzywać, gdy nie ma sensu wzywać lekarza. To szczęście, że żyjemy w kraju, w którym zmarłym można dać autentyczną pomoc, a nie tylko „minutę ciszy”.
Słuchałem wypowiedzi wielu osób, komentujących tragedię pod Smoleńskiem. Wśród nich znalazły się też osoby zaangażowane dotychczas w walkę o pozbawioną Boga „neutralność światopoglądową”. Oni też byli poruszeni, ale ich słowa były przejmująco puste i bezradne. Coś mówili, bo ich o to poproszono, ale choć słowa płynęły, nic z nich nie wypływało. Bo co tu mówić, gdy wszystkie nadzieje pokłada się w tym świecie? Kanon współczesności mówi, że życiem rządzą zdrowi, piękni i piastujący władzę, a przecież właśnie tacy zginęli. Czy to możliwe, że ci znakomici ludzie, utalentowani, pełni sił twórczych i planów, nagle tak po prostu przestali być? Osunęli się w nicość? To, co się zdarzyło, każe zadać sobie takie pytania, a ta konieczność jest łaską. Pięć lat temu Bóg zorganizował nam narodowe rekolekcje, które zaczęły się w wigilię święta Miłosierdzia Bożego. Wydawało się, że nic już nie skłoni całego narodu – a nawet i świata – do podobnej mobilizacji ducha. A jednak. Kolejne rekolekcje znów zaczęły się w przeddzień święta Miłosierdzia Bożego. I już dzieją się rzeczy niewiarygodne. Polacy i Rosjanie z płaczem rzucają się sobie w ramiona, a jest to płacz szczery, bo płynący z prawdy. W samą Niedzielę Miłosierdzia cała Rosja zobaczyła film „Katyń”, choć jeszcze niedawno było to niewyobrażalne. Bóg, jak w psalmie, „przechował łzy moje w swoim bukłaku” i upomniał się o nie wtedy, gdy – ujawnione – mogą wreszcie zaowocować przebaczeniem. Miałem na tym skończyć, gdy mój siedmioletni syn powiedział: „Tata, super by było, gdyby tak za nas cała Polska się modliła”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak