Myśl wyrachowana: Nikt nie może się zbawić – każdy może przyjąć zbawienie
Przeczytałem parę dni temu, że wskutek ujawnienia pedofilii wśród księży, co piąty niemiecki katolik zamierza wystąpić z Kościoła. Ciekawe, w kogo ci ludzie wierzyli, skoro zdrady wyznawców Chrystusa zrażają ich do zdradzonego Chrystusa. Wyznawcy Judasza czy co? Co to za logika: odchodzić od Boga z powodu grzechu człowieka? Wychodzi na to, że nie Chrystus ich inspiruje, lecz pedofile. Ale cóż – ledwie co szósty niemiecki katolik zaszczyca w niedzielę kościół obecnością, więc chyba nie będzie trudno wystąpić z czegoś, do czego się prawie nigdy nie wstępowało. Pretekst do przykrycia duchowego lenistwa zawsze się znajdzie. Nie tylko w Niemczech, rzecz jasna. Jedna pani tak się kiedyś zdenerwowała na mój tekst przeciw antykoncepcji, że oświadczyła w liście: „przez pana kończy się moja przygoda z Kościołem katolickim”. I co – gdy stanie przed Bogiem, powie: „Porzuciłam Twojego Syna, bo jakiś Kucharczak coś tam napisał”?
Odejść od prawdy umie każdy głupi. I właśnie dlatego jest głupi, że odchodzi, bo nawet nie zadaje sobie pytania, gdzie się potem podzieje. Piotr na pytanie Jezusa: „Czy i wy chcecie odejść?” odpowiedział pytaniem: „Do kogo pójdziemy?”. Genialna była ta prostota Piotra: „Ty masz słowa życia wiecznego” – więc zostajemy przy Tobie. Jest w tym pewna interesowność, ale co to – nie mamy prawa do interesowności? Przeciwnie! Z Chrystusem zyskujemy dokładnie wszystko i musimy to wiedzieć. Pamiętam, że gdy wiele lat temu po raz pierwszy usłyszałem treść Koronki do Miłosierdzia Bożego, zdziwiłem się. Jak to? Ja mam ofiarować Bogu „Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo” Jezusa Chrystusa? Ja? Długo tego nie rozumiałem. Dopiero gdy przyszła na mnie ciemna godzina, uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem do bani. Przywaliło mnie poczucie winy z powodu tchórzostwa i innych świństw, jakie zrobiłem Panu Bogu.
Czułem się pusty i bardziej bezradny, niż musi się czuć kaznodzieja, gdy wzywa: „Trzeba nam, abyśmy niejako odnowili w sobie więź z Bogiem”. No po prostu bezsens i esencja niemocy. Jakoś tak wtedy uświadomiłem sobie, że ten stan nie jest złudzeniem. Właśnie on jest zgodny z prawdą, a nie sytuacja, gdy jestem pewny siebie. Dziadostwo jest moim stanem faktycznym i niczym nie mogę tego zrównoważyć. Jak Bóg może mieć upodobanie w kimś takim? I wreszcie dotarło do mnie, o co chodzi w koronce, której treść przekazała nam św. Faustyna. Ja sam z siebie nie mogę zadośćuczynić za swoje grzechy, ale mogę Bogu ofiarować to, co mi Jezus dał! Od chwili gdy za mnie umarł, już nie mam pustych rąk – mam w nich Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jego Syna. To tak, jakby ktoś dał mi pieniądze na wykup z niewoli, w jakiej się z własnej winy znalazłem. Sam takiej sumy nigdy bym nie zdobył. Teraz w zamian za moje grzechy mogę ofiarować Bogu owoce męki Jego Syna. Wobec takich argumentów Bóg „wymięka”. Trzeba Mu je tylko osobiście przedstawić.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak