Myśl wyrachowana: Wiara w brak Boga jest wiarą w rzekę bez źródła
Zaatakował mnie czytelnik, który przedstawił się jako ateista. Rozeźliło go moje stwierdzenie, że nie ma ludzi, którzy nie wierzą w żadną siłę wyższą, bo on – stwierdził – właśnie do takich osób należy. Moje teksty nazwał bzdurami, zaś swoje poglądy określił jako racjonalistyczne, naukowe i płynące z oświecenia. Sprawdziłem internetowy dorobek swojego adwersarza. I tu ciekawostka – w dyskusji o Harrym Potterze wypowiedział się z dumą fachowca: „Ja, jako mag z kilkuletnią praktyką…”. Nie twierdzę, że każdy ateista zajmuje się magią, ale podtrzymuję opinię, że nie da się żyć bez Boga lub choćby tyciego bożka. Nie da się istnieć bez uznania czegoś wyższego od siebie. Profesor Religa, choć deklarował ateizm, nie operował w piątki trzynastego. To też wyraz wiary – zabobonnej, owszem, ale przecież jakiejś.
Nawet gdy ktoś uważa siebie za pępek świata, zawsze powołuje się na jakiś inny pępek, na przykład na filozofów oświecenia. Musi tak być, bo każda rzecz na tym świecie z czegoś się bierze. Każdy Napieralski ma swojego Zapatero, a każdy Zapatero ma swojego Marksa. Marks też kogoś miał, jak i ten, którego miał Marks. Człowiek musi mieć jakiś ideał, jakiś powód do walki, bo całkiem bez sensu działać – no, może z wyjątkiem posła Palikota – nie może. Tym powodem może być na przykład walka o prawa człowieka do zabicia innego człowieka. Albo do jego posiadania. A wszystko to musi się odbywać w autorytecie naukowości, humanizmu i racjonalizmu. Tylko że to dziwny racjonalizm, który nie wskazuje ostatecznego celu aktywności. Czy kogoś zbawią obrażające chrześcijan wystawy „ateistyczne”? Czy propagujące ateizm reklamy sprawią, że ktoś odnajdzie sens życia? To jest zachwalanie dziury, z której zieje najczarniejsza pustka. Jaką ofertę mają ci, którzy twierdzą, że wszystko zaczęło się bez przyczyny i skończy się w grobie? Gdyby tak było, nie miałoby sensu dokładnie nic, nawet prawda. Ba! Nawet schroniska dla zwierząt!
Jeden z ateistów poradził mi, żebym był bardziej pokorny. Podziękowałem za radę, bo słuszna, ale zapytałem też, dlaczego z punktu widzenia ateisty miałbym być pokorny. Bo jeśli Boga nie ma, to po co rozwijać jakiekolwiek cnoty? Nie otrzymałem odpowiedzi. Nie mam pretensji do ateistów, że nie są chrześcijanami. Nie mogę domagać się od człowieka tego, co może dać mu tylko Bóg. Mam natomiast pretensję do tych, którzy, deklarując wiarę w brak Boga, chcą być jej misjonarzami. Bo to misja braku. Odradzający się agresywny ateizm ideologiczny nie proponuje niczego pozytywnego. Domaganie się zdejmowania krzyży w urzędach i szpitalach, wypychanie religii ze szkół albo wpychanie dzieciom nieodpowiedzialnego seksu to nie żadne uwalnianie ludzi od przesądów. To narzucanie społeczeństwu fanatycznej religii, w której jedyną trwałą zasadą byłby brak trwałych zasad. W opanowanym tą religią świecie wartości określaliby koncesjonowani etycy, a najwyższym kapłanem byłby ktoś, kto najskuteczniej utwierdzałby ludzi w zwątpieniu. A najbardziej zakazane pytanie brzmiałoby: „Po co?”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak