Myśl wyrachowana: Kto nie wie, kiedy wyjść, a kiedy zostać, niech pamięta, że każdego kiedyś wyniosą.
Jakiś ksiądz na spotkaniu kapłańskim zażartował, że widział człowieka w dziwnym stroju, ale nie wiedział, czy to święty Mikołaj, czy biskup. Na to mój dawny proboszcz: – A dawał coś? – Nie. – To biskup. Chyba wielu dziś chciałoby, żeby biskupi byli automatami do rozdawania prezentów. Zauważyliście, jak relacjonuje się walkę chrześcijan o podstawowe zasady? Biskupi to, biskupi tamto. Biskupi uparci w sprawie in vitro, biskupi zakazują antykoncepcji, biskupi wciąż przeciw aborcji. Gdy tylko pojawi się taki temat, to jego autorem musi być „biskupi”. Właśnie tak – bo „biskupi” to jakiś pojedynczy twór, a właściwie potwór, który dybie na ludzką wolność jak smok na dziewice albo lewica na kasę. Kiedyś za całe zło odpowiadali księża.
Teraz już i oni są ofiarami potwora. „Biskupi” narusza ich wolność, zakazuje im się żenić, cieszyć się życiem. A nade wszystko trzeba bronić biednych wiernych, choćby byli bogaci i niewierni. Bo ten lud zahukany jęczy w niewoli nakazów i zakazów, zmuszany do stawiania się w kościele, a tam molestowany ekonomicznie przez faceta z tacą. „Biskupi” to straszny potwór. Ale nie biskup. Bo pojedynczy biskup może być postępowy albo otwarty. Można go przeciwstawić potworowi i pokazać, że potwór jest wewnętrznie skłócony i nie wie, czego chce. Koniec potwora jest zatem rychły. Ciesz się, ludu chrześcijański, nadchodzi dzień, kiedy nawet chrztu nie będziesz potrzebował. Wystarczy deklaracja członkostwa, zgoda Urzędu ds. Równego Traktowania i znaczek skarbowy.
Gadanie o biskupach owocuje podświadomym przekonaniem, że to, przy czym oni się upierają, to nie nasza sprawa. Ba! Że oni właśnie szykują zamach na naszą sprawę. Robi się wrażenie, jakby biskupi mieli jakiś prywatny interes w tym, że upominają się o zagrożone życie nienarodzonych i zagrożoną moralność narodzonych. Jakby chrześcijanie dzielili się na uciśnioną, bezwolną większość i tłamszącą ją obciachową grupę fioletowych dziadków. Powstaje wrażenie, jakby nas w tym wszystkim nie było. Jakbyśmy byli w opozycji do tych, którzy walczą o sprawy dla nas wszystkich najważniejsze. Ale to nie wina biskupów, że większość deklarująca katolicyzm na deklaracji – i to wstydliwej – poprzestaje.
To nie wina biskupów, że chrześcijanie boją się świadczyć Chrystusowi. Na sali, gdzie przed kamerami TVP rozdawano „Róże Gali”, musiało być wielu chrześcijan. Nawet w „szołbiznesie” jest ich u nas sporo. Jednak gdy na scenie stanęła „najpiękniejsza para roku” złożona z dwóch gejów, wszyscy klaskali. Trzeba było demonstracyjnie wyjść, a nie gorszyć telewidzów aplauzem dla demonstracji grzechu. Gdzieście się podziali, ludzie wiary? Biskupi mieli za was wychodzić? Biskupi mają odwalać za was całą robotę i jeszcze zbierać od was za to cięgi? W beciku mają was do nieba zanieść? Święty biskupie Mikołaju, powiedz katolickim niedołęgom, że czas przyjmowania prezentów minął. Dorośli ludzie sami mają być świętymi Mikołajami, ale bardziej świętymi niż Mikołajami. Wtedy się okaże, że ci „biskupi”, to po prostu my – chrześcijanie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak