Myśl wyrachowana: Plotki są jak alkohol – niczego nie wyjaśniają, a ludzie się awanturują.
Słyszeli państwo, że Jan Paweł I umarł miesiąc po konklawe, bo chciał zniesienia celibatu? Albo że coś tam innego chciał zrobić dobrego dla Kościoła, no i go otruli? Ja słyszałem. I czytałem. Nazwisk sprawców tam nie było ani żadnych konkretów, ale przecież nie mogło być, bo teoria spisku przestałaby być teorią. Wtedy do prokuratury zgłosiliby się pomówieni, albo prokuratura do nich. Plotkę można by było potwierdzić albo jej zaprzeczyć. Dlatego teoria spisku z zasady nie posługuje się dowodami. Rodzi się z czyjegoś przejęzyczenia, przesłyszenia, urojeń chorego umysłu, prywatnego domysłu lub świadomego wprowadzenia w błąd. A potem działa głuchy telefon: to, co na początku było mrówką, w kolejnych relacjach olbrzymieje, aż staje się ziejącym ogniem smokiem. A smok jaki jest, każdy widzi. A właściwie nikt go nie widzi, ale wszyscy o nim słyszeli. A skoro tylu ludzi o smoku mówi, to przecież on musi być. Na takiej zasadzie krążą wieści, że – na przykład – „Gość Niedzielny” jest finansowany przez kapitał niemiecki. Bo też taką bzdurę słyszałem. Daremnie tłumaczyć, że to nieprawda, skoro ktoś słyszał, że ktoś widział, jak z redakcji tylnymi drzwiami pod rękę z naczelnym wychodziły Angela Merkel z Eriką Steinbach.
Takie plotki to drobiazgi. Niestety, zdarzają się rzeczy dużo poważniejsze i taka właśnie miała miejsce. Jej autorem jest o. Tadeusz Rydzyk, który w czasie pielgrzymki Radia Maryja na Jasnej Górze powiedział, że abp Stanisław Wielgus ustąpił z urzędu metropolity w obawie o swoje życie. Bo „w tych dniach ktoś był u ks. abp. Wielgusa i ks. abp powiedział tak: »Gdybym nie zrezygnował, to by mnie zabili«”.
Ojciec Rydzyk z pewnością ma dobrą wolę i mówi to, w co wierzy. Ale rzucanie w naród tak straszliwych oskarżeń w oparciu o „ktoś był” i „ktoś powiedział”, jest skrajnie nieodpowiedzialne. Bo co, w połączeniu z wcześniejszymi przeciekami, że abp Wielgus nie jest autorem odezwy, którą odczytano w kościołach 6 stycznia, oznaczają takie słowa? Że na najwyższych urzędach w Kościele polskim, a może i w Watykanie, zasiada jakaś mafia zdolna do każdej zbrodni. Takie insynuacje w ustach poważnej osoby może i służą jakiemuś Kościołowi, ale na pewno nie katolickiemu. Jaki autorytet u wiernych będą mieli biskupi, skoro sami duchowni hojną ręką sieją ziarno podejrzeń o najgorsze rzeczy? Mówić coś takiego społeczeństwu, które i bez tego przerzuca się skandalicznymi plotami o Kościele, jest jak gaszenie pożaru benzyną.
Gdyby zamiast Karola Wojtyły wybrano na papieża Fidela Castro, który przyjąłby imię Che Guevara I, wtedy plotka o zabójstwie Jana Pawła I miałaby przynajmniej jakiś sens. Ze sprawą abpa Wielgusa jest podobnie. Bo co to za spisek, skoro nie można kontrolować jego skutków?
Nikt mi nie mówił, o czym mam pisać. Ten felieton jest skutkiem mojej własnej, prywatnej rozpaczy, że ludzie, którzy kochają Kościół (bo wierzę, że tak jest), jeszcze bardziej kochają własne widzimisię.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak