Myśl wyrachowana: Kto nie chce ofiary złożyć, ten ofiarą pada
Ks. Tischner zamierzał uciąć sobie poobiednią drzemkę. Idąc do pokoju, spotkał asystentkę znajomego. „Proszę nie budzić mnie pod żadnym pozorem, chyba że zniosą celibat. Wtedy natychmiast!” – zażartował.
Inny ksiądz, wiekowy Ślązak, komentując tę anegdotę, zaśmiał się: „Jakby tak znieśli celibat, to nam, starym księżom, musieliby zapłacić pierońskie odszkodowanie”. W ubiegłym tygodniu w prasie ponownie podniesiono temat celibatu. „Z najnowszych badań wynika, że 60 procent polskich księży chce mieć pełne rodziny” – doniósł „Tygodnik Powszechny”.
Zaskoczyła mnie ta informacja. Dlaczego tylko 60 procent? Przecież księża to normalni ludzie. Prawdziwi mężczyźni, którzy czują to, co czuje każdy zdrowy facet. Powinno więc być sto procent, no może z odliczeniem tych starych księży, którzy zamiast rodziny woleliby już odszkodowanie. Nikt nigdy nie mówił, że celibatariusze muszą być pozbawieni cech ludzkich. Przeciwnie – nieprawidłowości stanowią przeszkodę do wejścia w stan duchowny.
Znajomy ksiądz opowiadał, że dla niego wyrzeczenie się rodzinnego ciepła było największą przeszkodą w wyborze kapłaństwa. Przepełniony wątpliwościami wszedł do kościoła. I słyszy pytanie Piotra: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (bo czytano właśnie Ewangelię według św. Mateusza). I odpowiedź Jezusa: „Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy”. „Zastrzygłem uszami. To były słowa dla mnie” – wspomina dziś. Mówi, że ciepła, którego doświadcza teraz, chyba nie miałby nawet w rodzinie. Otoczony tłumem penitentów i przyjaciół nie ma czasu dla siebie, a na urodzinowe imprezy musi przeznaczać wielkie sale.
Nie ma niczego dziwnego w tym, że ksiądz CHCE mieć rodzinę. Każdy człowiek chce mnóstwa godziwych rzeczy, o których wie, że nigdy ich miał nie będzie. Z prostej przyczyny: nie można mieć wszystkiego. Żeby nabyć wielką perłę, trzeba sprzedać wiele małych. Tak to już jest na tym świecie. Tak czy owak, konsekwentny chrześcijanin nie ucieknie od wyrzeczeń. Wierność małżeńska też ich wymaga, podobnie jak i życie w tak zwanej samotności. I nic do tego nie ma fakt, że celibatariusz zwykle CHCE mieć rodzinę. Małżonek nieraz CHCE mieć więcej swobody albo lepszego współmałżonka. Gdyby człowiek nie chciał tego, z czego rezygnuje, nie mógłby z rezygnacji uczynić ofiary. A religijność bez ofiary traci wartość. Czym byłaby ofiara Abrahama, gdyby mu nie zależało na Izaaku?
Pewnie że Kościół może znieść celibat księży, tak jak go kiedyś wprowadził. Ale z pewnością nie zwiększyłoby to liczby powołań i nie podniosło jakości duszpasterstwa. Raczej przeciwnie. Byłby to sygnał dla zajętego konsumpcją świata, że dla królestwa Bożego nie warto już podejmować żadnych szaleństw. Nawet wysilać się nie warto. A za tym pójdzie wniosek, że całe to królestwo to był jeden wielki kit i skrót myślowy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak