Myśl wyrachowana: Kto traktuje dzieci jak dorosłych, dochowa się dorosłych jak dzieci
Znajoma przedszkolanka zauważyła ostatnio, że w jej przedszkolu trzy dziewczynki noszą… stringi. W tym jedna z maluchów, czterolatka. No proszę. Mieliśmy dziewczynkę z zapałkami, teraz mamy dziewczynki ze stringami. Tylko że tym razem to, niestety, nie baśń, tylko realna codzienność. Ktoś powie: „E tam, jakiś odosobniony przypadek”.
Chyba nie. W „Małym Gościu Niedzielnym” są działy pytań i odpowiedzi. Problemy, jakie mają teraz dzieci, znajdują często wyraz w listach typu: „Ratunku! Mam 11 lat i jeszcze nie mam chłopaka”. Skądś się to bierze, ale na pewno nie z natury. Raczej z wciskającej się drzwiami i oknami ideologii seksu dla wszystkich – od kołyski po grób. Rzecz jasna bez zająknięcia się nawet o jakimś małżeństwie, dojrzałości, zobowiązaniach.
Niedawno jakiś czternastolatek zapytywał redakcję: „Czy seks z dziewczyną poniżej 18 roku życia jest dozwolony? Zaznaczam, że przy zgodzie rodziców”. Jeśli ktoś myśli, że nie ma rodziców, którzy taką zgodę wydają, jest w błędzie. Skoro dorośli nie widzą nic złego w robieniu ze swoich dzieci lalek Barbie lub Kenów, łatwo mogą też stracić z oczu dużo poważniejsze zagrożenia. Niestety, przybywa takich, którzy jak najszybciej chcą uczynić dzieci dorosłymi. Nie w rozumowaniu, tylko w sposobie bycia i zachowaniach najniższego gatunku. Parę dni temu w radiowej audycji jakaś kobieta zwróciła uwagę, że nie mówimy o właściwej kolejności – najpierw małżeństwo, potem seks. Na to dziennikarka: „Ale w dzisiejszych czasach trudno by to było młodym powiedzieć”.
Niektórym trudno, zwłaszcza takim, którzy sami o tym nie pamiętają. A takich będzie przybywać. Niedawno ktoś pokazał mi podręcznik dla klas pierwszych podstawówki. Nazywa się „Wesoła szkoła”. Jest tam czytanka o królewnie Różyczce zaklętej w żabę. Królewicz Jerzy wyciągnął z jej łapki kolec i czar prysł. „Mój ty! – krzyknęła i zamrugała rzęsami. Różyczka i królewicz zamieszkali w zamku”. I koniec. Zauważyli Państwo, że czegoś brakuje? Wszystkie takie opowiadania kończyły się dotąd małżeństwem: „Pobrali się i żyli długo i szczęśliwie”. Ale to nie te czasy. Teraz już i najmłodsi muszą rozumieć, dlaczego mamusia i tatuś to nie małżeństwo, tylko „partnerzy”, którzy tylko „mieszkają razem”. Tak odbiera się dzieciom dzieciństwo. Ale w przyrodzie nic nie ginie. Odebrany wiek odzywa się później. Dlatego coraz więcej mamy zdziecinniałych dorosłych, którzy tylko się bawią w małżeństwo i w rodzicielstwo. Nic tam nie jest naprawdę, a za to wszystko na próbę. Zawsze można zabrać zabawki i przenieść się do innej piaskownicy. Karnawał się rozkręca. Nieustający bal przebierańców.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak