Myśl wyrachowana: Przełożony może się mylić, posłuszny nie myli się nigdy
Znajomy ksiądz opowiadał, jak to kiedyś wezwał go biskup.
– Przenoszę księdza do parafii… (i tu nazwa) – mówi.
– Ale…
– Nie ma „ale”, to jest wola Boża.
– Ale księże bisku…
– Powiedziałem, to jest wola Boża.
– Ale to jest moja rodzinna parafia!
– A… to zmienimy wolę Bożą.
Polecenia wydawane księdzu przez biskupa lub osobie zakonnej przez przełożonego naprawdę wyrażają wolę Bożą. I to również wtedy, gdy wygląda na to, że zwierzchnik nie ma racji. Dowodzi tego historia nawet takich gigantów ducha, jak święty ojciec Pio, któremu przełożeni założyli krzywdzący szlaban na kontakty z ludźmi, w tym nawet na spowiadanie. I on się podporządkował, a wynikło z tego tylko dobro.
Ostatnio wielkie rozgoryczenie wywołało oświadczenie księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, że zgodnie z wolą biskupa nie ujawni, co mówią posiadane przezeń akta na temat duchownych agentów bezpieki. Przyjaciel kapłana powiedział potem, że ta decyzja kosztowała księdza Tadeusza więcej niż przed laty pobicie przez esbeków. Z pewnością więcej – bo ksiądz Isakowicz-Zaleski tym razem stoczył trudniejszą walkę niż wtedy. Chyba łatwiej było opierać się wrogom zewnętrznym niż samemu sobie.
Ale ksiądz ocalił rzecz bezcenną: posłuszeństwo. To, do którego zobowiązuje się wobec biskupa przy święceniach każdy duchowny. Mógł oczywiście zrobić inaczej. Na rynku lustracji przybyłoby wtedy parę nazwisk, a wśród wiernych ubyłoby jednego księdza. No bo co by nam było po nieposłusznym księdzu? Jeśli ktoś łamie jedno – i to święte – zobowiązanie, nie ma powodu, żeby nie złamał każdego innego.
Nie jest łatwo być posłusznym. Trzeba zrezygnować z pokusy wielkości i taniego przywództwa. Bo na pierwszy rzut oka jest jakiś romantyzm w buncie. Buntownik, jak jaka Nike, wiedzie lud do boju. Sztandary rozwiane na barykadach, czoła wzniesione, wzrok palący, bagnet na broni.
A w posłuszeństwie tego nie ma. Jest milczenie, nieraz ściśnięte gardło i połykane łzy. Zero atrakcyjności. Dlatego pokusa nieposłuszeństwa taka silna i wielu jej ulega, gdy wzmacnia ją bęben opinii publicznej.
Po całym świecie rozsiane są miejsca, w których na proch kapłańskiego nieposłuszeństwa trafiały iskry parafialnych rewolt. Ale dziś niczego szczególnie imponującego tam nie ma. Skłócone rodziny, czasem jakiś kościół narodowy na terenie parafii i czkawka na długie lata.
To standard, bo opadający po rewolucji kurz zawsze odsłania zgliszcza budowli, strzępy transparentów z wielkimi hasłami i mogiły ofiar. Ani się tam pożywić, ani wypocząć. Trudno sobie wyobrazić, co działo się w duszy Abrahama, gdy Bóg zażądał odeń ofiarowania Izaaka. Ale czy pomyśleliście, co byłoby, gdyby Abraham ujawnił swój zamiar? Ludzie by go zjedli. Ileż byłoby gadania: „Czyś ty zwariował? Bóg takich rzeczy nie może od człowieka wymagać! Posłuszeństwo tak, ale w granicach rozsądku”. I tak dalej. I Abraham nie zostałby ojcem wiary – również naszej. Lepiej więc nie rzucajmy się, gdy ktoś jest posłuszny. Dla naszego własnego dobra.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak