Myśl wyrachowana: Fanatyk walczy z człowiekiem, wierzący – o człowieka
Pewna pani zadzwoniła do równie pewnej rozgłośni radiowej, by z anteny dać ludzkości próbkę swej twórczości. „Unia Europejska nie ujawni planów ciemnych, jak zabije Polskę, ludzi biednych – jęła czytać głosem pobożnym a podniosłym. – Oszukując, zagrabiając, niszcząc dobre obyczaje, zdegraduje cały naród” – ciągnęła jękliwie. I tak dalej.
Wielu, skądinąd szczerze pobożnych ludzi wyobraża sobie, że gdyby tak zamknąć granice Polski, obstawić, odrutować i zaorać, to żadna zaraza moralna do nas nie przyjdzie, a nasz patriotyzm i cnotliwość nie wyciekną. Wtedy moglibyśmy sobie siedzieć z podniesionym czołem, żyjąc godnie, pobożnie i sprawiedliwie. Młodzież, zamiast włóczyć się po dyskotekach, chodziłaby wyłącznie do kościoła, śpiewając po drodze Rotę. Dziatwa zaś, miast grać na komputerze, deklamowałaby w kółko „Kto ty jesteś, Polak mały”. W ogóle by pięknie było. Nikt by nie kradł, nie cudzołożył, nie zabijał, o mówieniu fałszywego świadectwa nie wspominając.
Teoretycznie można wyobrazić sobie takie „państwo Boże”. W końcu amisze w USA, zatrzymawszy się w rozwoju na XVIII wieku, jakoś funkcjonują. Tylko że Jezus nie założył Kościoła po to, żeby był skansenem do zwiedzania dla znudzonych turystów. On nas posłał na wojnę. To jest wojna na śmierć i życie wieczne. Wyższej stawki nie ma.
Dlatego chrześcijanin nie może siedzieć w okopach, chroniąc swoje „dobre obyczaje” jak sługa, co zakopał talent. Siedzeniem w okopach wojny się nie wygrywa. To nie jest żadne chrześcijaństwo, kiedy się dba tylko o swoje zbawienie, a skreśla wszystkich grzeszników.
Kiedy Jan Paweł II w słynnym przemówieniu „Od unii lubelskiej do Unii Europejskiej” opowiedział się całkiem jasno za wstąpieniem Polski do UE, w środowiskach przeciwników zaczęło się udowadnianie, że Papież jest przeciw, tylko tak mu się powiedziało. Do dziś wielu ludzi jest o tym święcie przekonanych.
Ale jak temu wielkiemu Papieżowi mogłoby, zamiast na ewangelizacji świata, zależeć na stworzeniu „twierdzy Polska”? Twierdza dobra rzecz, ale tylko na chwilę. Na dłuższą metę umiera się w niej z głodu albo ginie po wystrzelaniu amunicji.
Gdyby Apostołowie mieli takie poglądy jak autorka wierszyka, do dzisiaj kłanialibyśmy się Trygławowi i trzęśli portkami przed leśnymi duchami.
Jeśli stało się inaczej, to tylko dzięki ludziom wiary, którzy zamiast rzucać gromy na zepsuty Rzym, poszli tam i dali świadectwo Chrystusowi. Niejeden położył za to głowę (własną!), ale to był dla wielu ostateczny dowód, że widocznie są rzeczy ważniejsze niż życie.
Ile warta jest nasza wiara, skoro boi się byle duchowego chłamu z importu? Mamy nazbyt dobre mniemanie o sobie, skoro wydaje nam się, że wystarczy zaryglować drzwi, żeby się diabeł do nas nie dobrał. Lepiej wreszcie wybić sobie z głowy polski mesjanizm. Dla Boga jesteśmy tyle samo warci, co mieszkańcy Amsterdamu, Brukseli, a nawet – o zgrozo – członkowie Europarlamentu. Jeśli jednak potraktujemy ich jak straconych, możemy się nieco zdziwić przy spotkaniu ze świętym Piotrem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl