Myśl wyrachowana: Wolność od ograniczeń prowadzi do ograniczenia wolności
Jestem katolikiem, ale uważam, że o aborcji powinny decydować same kobiety” – napisał oburzony moim „fundamentalizmem” czytelnik. „Jestem katolikiem, ale nie podzielam opinii Kościoła w sprawie antykoncepcji” – awanturował się inny. Jeszcze inny „jest katolikiem”, ale uważa, że „homoseksualiści mają prawo do jakiejś formy legalizacji swoich związków”. I tak dalej.
Ci „katolicy-ale” to taka sekta, szczególnie zawzięta na katolicyzm. Jej członkowie dla niepoznaki upierają się, że należą do Kościoła, ale im z tego powodu bardzo przykro. „Katolik-ale” wstydzi się za naukę Kościoła, bo mu nie pasuje do współczesnych standardów. Za katolików (tych bez „ale”) świeci oczami, co jest zrozumiałe, bo przecież jest światły.
Na świeceniu z reguły się jednak nie kończy. „Katolik-ale” z reguły po prostu nie stosuje się do zasad obowiązujących w Kościele i rzuca się, że ma do tego prawo.
Fakt, prawo do niestosowania się ma, ale pytanie, czy ma wtedy prawo nazywać się katolikiem.
Gdyby tak piłkarzowi znudziło się strzelanie goli przeciwnikom i dla odmiany zaczął strzelać do własnej bramki, wyleciałby z drużyny w pięć minut. Ale dlaczego? Przecież zawodnik skorzystał z obywatelskiego prawa wyboru, do której bramki chce kopać piłkę!
A czy kogoś zdziwi, gdy straci prawo jazdy kierowca, który pół godziny wcześniej skorzystał z obywatelskiego prawa do spożywania alkoholu?
Nikt też rozsądny nie protestuje, gdy pracodawca zwolni panią Zosię, bo ta niezłomnie spóźniała się do pracy. A przecież pani Zosia miała prawo się wyspać.
Tymczasem gdy idzie o przynależność do Kościoła, wielu wydaje się, że z jego zasad wolno sobie wybierać to, co się podoba, a co do reszty „nie podzielać opinii”.
Kościół ogranicza swoich wiernych, to fakt. Tak jak dzban ogranicza znajdującą się w nim wodę. Płyn ma przecież naturalną tendencję do napierania na ścianki naczynia i wyciekania, gdy tylko ma którędy. Dzban jednak nadaje wodzie określony kształt i chroni ją przed rozlaniem się. Woda, której jednak uda się uwolnić, wsiąknie w ziemię, wyparuje albo znowu zostanie ograniczona – tym razem jako brudna kałuża. To, co po niej zostanie (jeśli coś w ogóle zostanie) będzie mogło powiedzieć: „Jestem wodą, ale…”
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak