Piszę do Was w sprawie kremacji (GN nr 48 z 5 XII 2010). Odczuwam niepokój w związku z zapowiedzią utworzenia listy „uzasadnionych przypadków”, w których będzie można odprawić Mszę pogrzebową nad urną z prochami osoby zmarłej.
Z doświadczenia wiem, że życie niesie wiele przypadków, których nie ujęto w opracowaniach. Oto sytuacja z naszej rodziny. Jesienią umarł 30-letni niepełnosprawny syn. Rodzicom udało się załatwić miejsce na cmentarzu blisko dość szerokiej alejki, z myślą o odwiedzających grób syna jego przyjaciołach na wózkach inwalidzkich. Następnej jesieni umarł ojciec. Żona, chcąc mieć ich obu blisko, zdecydowała o kremacji ciała męża.
Dawno zdecydowałam o kremacji swojego ciała po śmierci, o czym wie rodzina. Moje argumenty są następujące. Nie powiększać rozległego cmentarza. Łączyć rodzinę przez składanie ciał (i prochów) w jednym grobie, ułatwia to także odwiedzanie grobu osobom starszym. Łatwiej też utrzymać czystość i piękne rośliny na jednym grobie niż na kilku. Przez dopisanie kolejnej tabliczki na nagrobku podkreślamy ciągłość trwania rodziny, zaplanowanej przez Pana Boga w sposób tak cudowny. Na grobie swojej mamy mój ojciec umieścił tabliczkę z imionami, datami urodzin i śmierci oraz miejscami pochowania swojego ojca i siostrzyczki, którzy umarli w czasie wojny, a których dzięki temu często wspominamy.
Być może nie będę przywieziona z zagranicy i być może nie będę też „innym wyjątkiem”, ale nie chciałabym robić rodzinie kłopotu z powodu dzielenia pogrzebu – raz przy trumnie, a drugi raz przy urnie. Wydaje mi się, że kremacja w niczym nie umniejsza godności ciała ludzkiego, które traktuję zawsze z szacunkiem (i swoje, i cudze, jestem lekarzem położnikiem i z największą czcią traktuję ciałka nawet najmniejszych, poronionych dzieci). Przecież Kościół przypomina: „Pamiętaj człowieku, że prochem jesteś i w proch się obrócisz”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Monika Małecka-Holerek