Chciałbym podzielić się pewnym prostym spostrzeżeniem. Zbieraliśmy ze znajomymi podpisy pod projektem obywatelskim ustawy, znoszącym obowiązującą ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, o której to inicjatywie pisaliście wielokrotnie na łamach GN. W sumie zebrało się tych kilkadziesiąt tysięcy podpisów – i koniec.
Jak to jest zatem z czytelnikami „Gościa”, których jest (z tego, co pamiętam z informacji o Waszym nakładzie) ponad 300 000? Przecież wystarczyłoby, żeby połowa z nas wykonała wysiłek wydrukowania karty, podpisania się i pójścia na pocztę – a przecież w rodzinach jest zazwyczaj więcej niż jedna osoba! Jak to jest, że zwolennicy „Kevina” potrafią w kilka dni zebrać 90 000 podpisów, by wyemitowano niewnoszący nic do życia film?!
Ciekawe jest to, że jeżeli już zapytać kogoś, czy się podpisze, to zazwyczaj podpisuje się chętnie. Więc czego się bać? Nikt rozstrzelaniem nam nie grozi, a biernością sami sobie odbieramy prawo decydowania. „Zło triumfuje tylko wtedy, kiedy dobrzy ludzie nic nie robią!” Jesteśmy z żoną młodym małżeństwem, dwa lata po ślubie, spodziewamy się pierwszego dziecka. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że będę bał się dać klapsa dziecku, bo mi założą jakąś kartę dzięki „życzliwości” sąsiada.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jakub Jąkalski