Kilka tygodni temu do Waszego tygodnika został dołączony film „Syndrom”. Jego obejrzenie mocno mnie poruszyło i głęboko zasmuciło. Zostałam zaszokowana gdy się okazało, że jednak była to aborcja farmakologiczna! Dlaczego o tym piszę?
Ponieważ jestem technikiem farmaceutą i na problem patrzę z drugiej strony okienka. Gdy wybierałam ten zawód, nie przeszło mi przez myśl, że stanę przed moralną decyzją sprzedawania środków wczesnoporonnych. Kiedy znalazłam pracę, nie miałam odwagi powiedzieć mojemu pracodawcy o moralnym sprzeciwie wobec tych preparatów. Kilka pierwszych miesięcy mojej pracy było życiem w lęku – czy trafi mi się recepta na Ecapelle? Czy w momencie, gdy określę pracodawcy moją postawę moralną, zostanę zwolniona?
Modliłam się do Pana, aby pomógł mi rozwiązać mój problem. Na ratunek przyszedł mi wywiad z farmaceutami, który ukazał się w GN w zeszłym roku. Po jego przeczytaniu nabrałam odwagi. Kolejnym krokiem była wspólna modlitwa z mężem i w końcu rozmowa z kierownikiem apteki. Byłam przygotowana na to, że mogę pożegnać się z pracą w aptece. Pan wysłuchał jednak naszych modlitw i właśnie mija rok, od kiedy zaczęłam pracę.
Jak sobie radzę? Pacjentów z receptami na środki wczesnoporonne odsyłam do innych okienek. Używam nazwy „środki wczesnoporonne”, ponieważ nie znalazłam nigdzie informacji o leczniczym działaniu tych preparatów. Preparaty te są zarejestrowane jako leki, więc z prawnego punktu widzenia nie mogę odmówić pacjentowi ich wydania! Z medycznego punktu widzenia są ogromne działania niepożądane. Najczęściej z takimi receptami przychodzą bardzo młode dziewczyny (18–25 lat), bardzo często też przychodzą mężczyźni (18–25 lat). Mężczyźni zawsze przychodzą z „obstawą” (z jakimś kolegą), jakby sami nie mieli odwagi... Czują się dorośli, podejmując współżycie, a przy ponoszeniu konsekwencji zachowują się jak małe dzieci!
Dziękuję za to, że dodajecie odwagi takim jak ja!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Michalina Tomanek