Zafascynował mnie artykuł Marcina Jakimowicza pt. „Spacerologia” (GN nr 29) o „patrolach modlitewnych” na ulicach polskich miast. Od bardzo wielu lat zajmuję się taką „działalnością”.
Nie przypuszczałam nawet, że kiedyś ktoś głośno o tym powie. Od tej wspaniałej grupy łodzian różnię się jedynie tym, że różaniec mam w kieszeni, do której mogę sięgnąć, z taką wiarą, że „Bóg widzi w ukryciu”. Tematy, podobnie jak bohaterom artykułu, dyktuje mi życie – telewizja, prasa, ambulans jadący na sygnale czy światła samolotu na nocnym niebie.
Jeden z bohaterów artykułu mówił o agresji, jaką wzbudza jego osoba w miejscach, gdzie w zasadzie nie powinno się dziać nic szczególnego. Ja także mam wiele dowodów na to, że „zły”, czując niebezpieczeństwo, które mu zagraża, atakuje gwałtowniej, na oślep. Błogosławieństwo, nawet to czynione przeze mnie w myślach, jest na to jedyną obroną i lekarstwem.
Do czasu tego artykułu nie sądziłam, że „Bożych szaleńców” jest sporo i dziś, cieszę się, że do nich należę. Praktykuję również inną formę „pomocy”, gdy przechodząc między domami znam imiona mieszkańców, powierzam ich sprawy i rodziny ich świętym imiennikom. Nie ma takiego domu, o który nikt nie miałby starania.
Na drodze mojej codziennej wędrówki doliczyłam się 14 krzyży, zatem jest to moja droga krzyżowa, różańcowa, a także droga koronki. Odtąd codziennie łączę się ze wszystkimi, którzy spacer potrafią zmienić w pożyteczne zajęcie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Alina Kuźniecowska