Wierzę w siłę modlitwy, wierzę w jej moc. Żyłem ponad 40 lat, aby się o tym dowiedzieć. Jako dziecko chodziłem regularnie do kościoła na Msze św., nabożeństwa, ceremonie. Wspaniałe przeżycie: grało, śpiewało, dzwoniło, pachniało. Modlitwa była pięknym rytuałem. Był początek i był koniec.
Czekałem na zakończenie, choć brałem zawsze czynny udział w całym przedsięwzięciu. Jako ministrant przechodziłem kolejne szczeble: służenie do balasek, do pateny, do dzwonka, do wina, w końcu czytanie Pisma Świętego. I zadowolenie ze służby, bo równo nakryłem odprasowanym płótnem balaski przed Komunią św., z godnością manewrowałem pateną przed księdzem rozdającym Pana Boga, udało mi się prawidłowo i głośno zadzwonić w czasie Podniesienia, odpowiednio wymierzyłem i przelałem wino do kielicha celebransa, bez zająknięć i wyraźnie odczytałem fragment Biblii.
Tak było też z nabożeństwami majowymi i czerwcowymi. Od Kyrie Elejson do Baranku Boży ceniłem sobie cały ten obrzęd, od postukiwania i okadzania do postukiwania i okadzania. Rytm oraz celebra tworzyły niepowtarzalny nastrój. Kolejne partie Litanii Loretańskiej zbliżały mnie do pomyślnego zakończenia. Słowa płynęły od wszystkich rodzajów Matek, przez Panny wsławione, Arki Przymierza i Bramy Niebieskie do Królowych Apostołów i Patriarchów. I znów zadowolenie, koniec nabożeństwa. Idźcie, powinność spełniona!
Teraz wiem, że siła litanii, modlitw i całej naszej religii nie tkwi w obrządku, w bogato ubranych kapłanach, pachnących kwiatach i wystroju świątyń, nawet nie w pięknie brzmiących organach, nie w rytmie i powtarzalności. Nie, ta siła to SŁOWO! Każde z wezwań uwodzi, zachwyca i obezwładnia wszystko, co złe. Litanie to koncentracja dobra na niewyobrażalną skalę. Teraz usłyszałem, jaka jest ta nasza Matka. Uświadomiłem sobie, czyją Królową jest Maryja.
Jak dobrze to słyszeć, jak bardzo chce się tak żyć jak Ona, jak dobrze mieć takie odnośniki i takie pragnienia: Różo Duchowna, Wieżo Dawidowa, Zwierciadło Sprawiedliwości, Stolico Mądrości, Przyczyno Naszej Radości. Intensywnie myślałem o znaczeniach Domów złotych i Wież z kości słoniowej! I nikt nikogo nie obraża, nie wyzywa, poniża. Brak dwuznaczności i tzw. podwójnego dna czy też podtekstów. Są za to głębia i przestrzeń pozwalające się zanurzyć, jak nigdy dotąd oraz jednocześnie wznieść się wysoko, że czuje się Jego obecność.
Kiedy wyszedłem z kościoła, stan mojego ducha określić mogłem tylko jednym słowem – błogostan. Majówka – to chyba droga do Ojca usłana pachnącymi kwiatami, które rzuciła przed nami Matka Chrystusa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ak