Artykuł A. Grajewskiego „Faktów to nie zmieni” (GN 10/2010) przeczytałam z uwagą, nie tylko dlatego, że dotyczy spraw najwyższej wagi: życia i śmierci. Zwróciła moją uwagę kwestia sądów.
Miałam uczucie, że w majestacie prawa napiętnuje się dążenie do prawdy i sprawiedliwości i przykładnie takie osoby się karze. W moim przypadku chodziło o zawyżoną spłatę współwłaściciela (nabył udział w działce moich rodziców dzięki nieprawdziwym zeznaniom w latach 80. ub. wieku).
Pierwsze moje wrażenie, kiedy poszłam do tej instytucji, to widok petentów na korytarzach: spiętych, przygnębionych i nerwowych. Kiedy moja sprawa została rozstrzygnięta – zapewne wyglądałam podobnie. Sędzia I instancji – wyjątkowo agresywna i niegrzeczna. Sąd II instancji – nawet nie zadawał sobie trudu, aby cokolwiek badać i sprawdzać. Przed tymi sądami należy się chronić i chronić ludzi.
Ich celem jest, jak sądzę, wybicie ludziom z głowy wszelkiego przywiązania do przyzwoitości, moralności, prawdy, sprawiedliwości itd. Być może są w naszym kraju sędziowie, dla których prawda i sprawiedliwość mają jakieś znaczenie. Moje doświadczenia z Białegostoku są takie, że nic się nie zmieniło po 1989 r. w sądownictwie, chyba że na gorsze.
A są to sprawy pierwszoplanowe dla trwania społeczeństwa i państwa polskiego. Król Salomon prosił Boga o mądrość w sądzeniu i rozstrzyganiu sporów. Była to podstawa jego potęgi i złoty wiek narodu wybranego. Odwrotność tej sytuacji prowadzi do tego, co mamy obecnie w Polsce: bezradne, zatomizowane i pozbawiane życiowej siły społeczeństwo.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Nazwisko znane redakcji