Pobierając się, zakładamy, że w bliższej czy dalszej przyszłości pojawi się u nas dziecko, które będzie rosło, a my, pękając z dumy, będziemy zachwycać się jego rozwojem. Zwykle tak właśnie jest.
Zdarzają się jednak trudniejsze sytuacje – dla wybranych. Są różne rodzaje wybrania. Na przykład konieczność czekania. Kiedy dziecko się w końcu pojawia, wiemy, że to dar samego Boga, a nie skutek naszych starań. Inny rodzaj wybrania to oczekiwanie bez skutku. Wtedy pojawia się niepokój: co jeśli nie będziemy mogli zostać rodzicami w ogóle? Niektórzy rezygnują od razu, inni próbują się leczyć, jeszcze inni decydują się na adopcję dziecka.
Niewątpliwie wariant ostatni wymaga najwięcej odwagi. Decydując się na miłość do początkowo obcej istoty, realizują przykazanie miłości: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Można również zdecydować się na rodzicielstwo zastępcze. Ten model rodzicielstwa jest trudny ze względu na wpisaną w niego konieczność rozstania z dzieckiem, co jest bardzo bolesne. Ale czy tylko dlatego, że będzie nas bolało, mamy nie czynić dobra? Warto się nad tym zastanowić. Na pewno nie jest to wariant dla osób, które nie mają własnych dzieci – pękłoby im serce.
Nadzieją dla małżeństw mających problemy z płodnością jest pojawienie się nowej gałęzi medycyny, jaką jest naprotechnologia. Atutem tej metody są niskie koszty leczenia i wysoka skuteczność oraz trwałość wyleczenia. Przy tym wszystkim jest to metoda, która nie koliduje z moralnością chrześcijańską. Jakiekolwiek byłyby nasze wybory i nasza droga, jeżeli stanie na niej dziecko – zawsze jest darem. Darem tego, którego Pismo Święte nazywa „Miłośnikiem życia”
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Sobel