Bardzo się cieszę, że w 24. numerze mojego ulubionego tygodnika jako temat przewodni pojawiła się rzeczywistość sakramentalnego małżeństwa.
Radosne, ale nie pozbawione realizmu, wypowiedzi wieloletnich małżonków są najlepszą receptą na lęk młodych przed podejmowaniem decyzji o zawarciu sakramentalnego małżeństwa. Osoby, których wypowiedzi pojawiły się w artykule „Zakochani sakramentalni”, opisując różne drogi rozwoju miłości w swoich sakramentalnych związkach, nie ukrywają, że pojawiały się w ich życiu trudności, ale pokazują, jaka jest jedyna droga wychodzenia z nich. „Beze mnie nic uczynić nie możecie” – mówi Chrystus. Ci małżonkowie, którzy o tych słowach pamiętają i poważnie je traktują, zawsze znajdą siłę, aby w sytuacjach trudnych uchwycić się ręki dobrego Boga, a On ich przeprowadzi „przez ciemne doliny” konfliktów i rozczarowań.
Razi mnie tylko sformułowanie „z radością uprawiają seks”. Owszem, jest to sformułowanie powszechnie stosowane przez wielu pisarzy, dziennikarzy czy seksuologów, ale trącące czymś technicznym. My, ludzie głoszący dobrą nowinę o małżeństwie i rodzinie, powinniśmy mówić innym językiem. Seksu się nie uprawia tak jak dyscypliny sportowej (czy ogródka), bo w tym intymnym spotkaniu osób małżonków i Boga obecnego w ich sakramencie chodzi o rzeczywistość dużo głębszą: zbawczą, a nie tylko o spotkanie ciał i emocji.
Mamy cały arsenał pięknych określeń, choćby – „oddanie się sobie w akcie miłosnym”, „zbliżenie małżeńskie”, „współżycie małżeńskie” – patrz „Humanae vitae” Pawła VI oraz „Familiaris consortio” Jana Pawła II; „jedność ciał” w Rdz 2, 24; „akt małżeński” – o. Ksawery Knotz OFMCap. Z pewnością pełniej i piękniej oddają one rzeczywistość cielesnego spotkania małżonków niż suche „uprawianie seksu”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marian Drawiński