Poczułem się antysemitą, chociaż nigdy nim nie byłem. Lektura książki „Strach” J. T. Grossa wywołała u p. J. Świerczewskiego przekonanie (GN nr 12/2008), że my-Polacy-katolicy jesteśmy antysemicko nastawieni od zawsze i można mniemać, że nieuleczalnie.
Jak łatwo przychodzi autorowi listu wyciąganie wniosku o ogólnym polskim antysemityzmie na podstawie aktów, które podaje Gross. Skromnie w kąciku stoi sobie grupa kilkunastu czy może kilkudziesięciu tysięcy naszych rodaków, którzy ryzykowali życiem za pomaganie Żydom w potrzebie. Oczywiście czyny tych ludzi absolutnie nie nadają się do jakichkolwiek uogólnień, ponieważ Polak „musi” być antysemitą.
To już nie męty społeczne szmalcowały, ale to (wciąż według Grossa i Świerczewskiego) całe społeczeństwo, z elitami włącznie, zgotowało naszym współobywatelom żydowskiego pochodzenia taki los. Panie Świerczewski, śmiem pana zapewnić, że społeczeństwo polskie zdało dobrze swój egzamin w trudnych latach wojny i żadne uogólnienia o niecnym postępowaniu Polaków nie są uprawnione. Pochodzę z niewielkiej wioski, w której dwie bohaterskie rodziny ukrywały ludzi z listy skazanych na śmierć: jedną Żydówkę i dezertera z Wehrmachtu.
Przeżyli oboje dzięki skrajnie heroicznej postawie tych ludzi, którzy po wojnie nawet się tym nie chwalili, ale mieli ogromne uznanie w oczach tej wiejskiej społeczności.
Razi mnie to nachalne twierdzenie o Polakach – katolikach. Raczej chodzi o pewną deklarację chęci bycia katolikiem, ale żeby nim być, trzeba przestrzegać wszystkich przykazań i innych zaleceń. A to, prócz świętych, mało kto osiągnął. Szmalcownicy może mieli gdzieś metrykę chrztu, ale to pewnie był jedyny ślad ich katolickości. Duża część ich natury uległa zwierzęcej walce o lepszy byt.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Robert Mielewczyk, Wolsztyn