Przyznaję, tytuł listu prowokujący. Ale kolejny Adwent i kolejne Roraty z programem „Gościa Niedzielnego”.
Szczytna inicjatywa – kompleksowa pomoc duszpasterska dla księży, mająca uatrakcyjnić dzieciom Roraty i adwentowe przygotowanie na przyjście Pana. Ale z drugiej strony wpisuje się to w tendencję obecną w polskim Kościele uznawania Rorat za Msze dla dzieci.
Cała oprawa liturgii skoncentrowana jest na dzieciach. Dorośli wydają się jedynie ich opiekunami. Młodzieży to już za dużo nie ma. Trochę to chyba nie dziwi, jeżeli Msza jest przygotowana dla dzieci, z (będącymi fenomenem, ale i tak infantylnymi w formie) piosenkami Arki Noego, z kazaniami mówionymi językiem dla dzieci. A nastolatek przeciw temu będzie się buntował, bo „nie jest już dzieckiem”. Fakt, 16-latek to nie 8-latek. Infantylizm go odstrasza, a nie zachęca.
A dorośli? Ci, co chodzą, to zwykle, proszę wybaczyć określenie, „stali bywalcy” – dla nich ważna jest Msza i są na niej na ogół pomimo formy. Ilu ich jednak jest? I skąd ma ich być więcej? Wielu, gdy byli w wieku młodzieżowym, skutecznie zniechęciło się formą przekazu. Może warto zastanowić się, czy nie trzeba stworzyć teraz jakiegoś programu dla „nie-dzieci”... A to jest możliwe, co pokazuje przykład Rorat u dominikanów np. w Poznaniu. Niestety, pozostają to tyko wysepki na rozległym morzu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Michał Łętek