W katolickim programie „Między ziemią a niebem” jakiś czas temu poruszony został temat frekwencji polskich katolików na niedzielnej Mszy św.
Frekwencja ta, utrzymująca się na poziomie 40–50 proc. wierzących, jest może wysoka w porównaniu z innymi krajami, ale u nas postrzegana jako niska – twierdzili prowadzący program. Uczestnicy programu oraz telewidzowie wypowiadający się na czacie próbowali odpowiedzieć na pytanie o przyczyny tej sytuacji. Padały różne odpowiedzi: zbyt długa Msza św., nudne kazania, niesympatyczni księża. Czasem też pojawiały się opinie: Bóg jest wszędzie, można się pomodlić na łonie natury, na wycieczce.
Może należałoby przypomnieć sobie pierwszą Mszę św. w Wielki Czwartek i jej „oprawę”: skromny Wieczernik, zwyczajne potrawy, tradycyjnie spożywane w czasie Paschy, mowa Chrystusa do Apostołów, piękna w swojej prostocie. Czy cud Eucharystii byłby większy, gdyby sala Wieczernika błyszczała od przepychu, stoły uginały się od wykwintnego jadła, a mowa Pana Jezusa była naszpikowana krasomówczymi ozdobnikami?
Jak można nudzić się z tym, kogo kochamy? Sakrament miłości jest ten sam, niezależnie od tego, czy przyjmiemy go w ubogim, skromnym kościółku, gdzie nie usłyszymy kazania najwyższego lotu, czy w pięknej świątyni, w której głosi homilie złotousty kaznodzieja.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Dorota Janusz, Tarnów