W artykule Marcina Jakimowicza o zabobonach (GN nr 26/2007) zostały przedstawione obok siebie różne przesądy, których geneza jest w rzeczywistości diametralnie różna.
Opisane praktyki magiczne w Ameryce Południowej wpisują się w „klasyczne” pogaństwo, z którym walczyć można chyba jedynie z gorliwością świętych Wojciecha, Brunona z Kwerfurtu czy innych wczesnochrześcijańskich misjonarzy, niewahających się niszczyć bożki, ścinać święte drzewa, przekraczać tabu.
Natomiast zasada niekrzyżowania rąk podczas uścisku dłoni i niewitanie się przez próg ma całkiem inne początki. Niegdyś dobrym zwyczajem było wyjście gospodarza naprzeciw gościa lub cofnięcie się od drzwi i zaproszenie go do środka. Podanie dłoni w progu dawałoby bowiem przychodzącemu nieprecyzyjną informację na temat tego, czy może wejść, czy też nie!
Tak samo podawanie rąk na krzyż jest niezręczne, gdyż przeszkadza w pochyleniu głów i spojrzeniu sobie w oczy witających się osób. Notabene zabobonny zakaz przechodzenia pod drabiną, to też ślad dawnego głosu rozsądku, podpowiadającego, by nie kręcić się pod przedmiotem, z którego może coś spaść na głowę. I tak, na skutek zaniku w społeczeństwie zasad bon tonu, racjonalne zachowanie przechodzi w głupawy, irracjonalny przesąd.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Gniotyński, Rumia