Czytałem jakiś czas temu książkę o jachtach, które uległy wypadkom morskim. Jeden z rozdziałów zawierał opisy wydarzeń, w których załoga, natychmiast po wypadku, opuszczała łódź.
Jacht bez załogi nie miał szans ocaleć, choć zwykle późniejsze analizy wykazywały, że gdyby załoga została, byłyby szanse na wyjście z opresji bez większego szwanku. Zwykle uratowani rozbitkowie mówili, że porzucenie jachtu to najgorsza i najtrudniejsza decyzja w ich życiu.
Jak łatwo nieraz przychodzi nam podjęcie decyzji o odrzuceniu Boga, odrzuceniu Prawdy. Rzadko zdajemy sobie sprawę, że oddalając się od Niego, stajemy się niczym porzucony jacht. Od tej pory dryfujemy ku zagładzie, bo nie ma kto wyznaczyć kursu, nie ma nikogo, kto ustawiłby żagle. Mimo że wciąż jeszcze unosimy się na powierzchni i nawet wydaje nam się, że dobrze sobie radzimy, to jest to początek końca. Jednak Bóg jest wyjątkowym Kapitanem.
Nigdy nie godzi się, by jakakolwiek łódź z Jego flotylli uległa zagładzie. Do końca prowadzi akcję ratunkową, do końca walczy. Do naszego końca. Jedyne, czego oczekuje, to byśmy zechcieli ten ratunek przyjąć.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Michał Kuszewski