Po lekturze artykułu „Skąd się bierze wolność gospodarcza” (GN 40/2006) nasuwa mi się kilka refleksji.
Pani Eliza Michalik opisała, jak ważna jest wolność gospodarcza i że ma ona bezpośredni związek z wolnością osób. Autorka, wskazując wolność gospodarczą jako rzecz, o którą należy walczyć, stwierdza, że wybory właściwych osób umożliwiają osiągnięcie tej wolności. Według mnie, sposób wybierania posłów i radnych w Polsce w dużym stopniu uniemożliwia nam wybór osób, które chcielibyśmy wybrać.
W krajach, w których panuje wolność gospodarcza, obywatele mogą wybierać w okręgach jednomandatowych, a bierne prawo wyborcze mają wszyscy obywatele, nie tylko członkowie partii wytypowani przez partyjnych przywódców (nasi posłowie) lub uczestnicy list wyborczych (nasi radni), jak to u nas w praktyce ma miejsce.
Skutkiem obowiązującej ordynacji wyborczej są zmieniające się często rządy i wieloletnie kłopoty ze stworzeniem jakiejkolwiek większości parlamentarnej. To jest przyczyną bylejakości prawa, która przekłada się na chaos w gospodarce, nauce, kulturze itd. Nawiązując do tezy pani Elizy, że o wolność gospodarczą trzeba walczyć tak jak o upadek komunizmu, pragnę przypomnieć, że Kościół odegrał w tym drugim niebagatelną rolę.
Dlatego też uważam, że w Polsce właśnie naszą, tj. Kościoła, rolą jest promowanie wolności gospodarczej i osobistej (także wolnych wyborów), gdyż nie widać równie silnego autorytetu, który byłby w stanie pobudzić rzesze ludzi do kolejnego wysiłku. Sądzę, że wspólna modlitwa w powyższych intencjach na pewno byłaby pomocna. Liczę na naszych biskupów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Janusz Sikociński, Katowice