Jestem zbulwersowana nagłaśnianiem nazwisk księży, którzy rzekomo współpracowali z SB w okresie PRL-u.
Uważam, i nie jestem odosobniona w swojej opinii, iż jeśli istnieje chociaż cień wątpliwości, to nie wolno nagłaśniać problemu i niszczyć godności ludzkiej kapłanów. Bez udowodnienia winy ponad wszelką wątpliwość jest to tzw. dzika lustracja, przynosząca więcej szkody niż pożytku.
Dobrze się stało, że w nr. 26 GN ukazał się wywiad z ks. prof. Jerzym Myszorem, oparty na „Leksykonie duchowieństwa represjonowanego w PRL w latach 1945–1989”. Jak mówi autor wywiadu: „Leksykon jest skromną próbą oddania sprawiedliwości, chociażby przez opisanie tamtych wydarzeń, nazwanie rzeczy po imieniu, kto był katem, a kto ofiarą”.
Znam wielu wartościowych księży, którzy nie poddali się totalitarnym metodom terroru i przemocy. Przykładem jednym z wielu może być mój wujek, śp. ks. Teodor Lichota (również ujęty w leksykonie), który będąc proboszczem w Cieszynie, został uwięziony, gdyż nie zgodził się na współpracę z SB i głosił homilie potępiające ówczesny system.
Uważam, że takich mamy duszpasterzy, jakie są rodziny i nasze społeczeństwo. Ja poznałam na drodze swego życia bardzo wielu wartościowych księży i ich obrazu nie może mi zburzyć „dzika lustracja” tych kapłanów, których współpraca z SB w okresie PRL-u zdeterminowana była wieloma czynnikami, często od nich niezależnymi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Krystyna Sajdok, Chełm Śląski