Co rusz czytam, że w Polsce umiera więcej ludzi, niż się rodzi, podobnie jak w bogatej Europie Zachodniej. Odnosi się wrażenie, że boimy się dzieci, że dziecko traktowane jest jak rzecz, której utrzymanie kosztuje, i to niemało.
Od prawie roku jestem misjonarzem w Argentynie. Co mnie już na początku tu uderzyło, to ogromna rzesza dzieci i młodzieży. To one sprawiają, że mimo wielkiego kryzysu ekonomicznego, który niedawno przeszedł przez ten kraj, można z optymizmem patrzeć w przyszłość Argentyny. Z pewnością społeczeństwu otwartemu na życie Bóg błogosławi. Niewątpliwie nie brakuje tu problemów takich jak „dzieci ulicy”, przestępczość młodocianych, narkomania, rozbite rodziny, ale patrząc na liczbę dzieci i młodzieży, jest tych problemów nie więcej niż w Polsce.
Tutejszym rodzicom brakuje często, bardziej niż u nas, środków na utrzymanie, ale nie brakuje cierpliwej miłości do dzieci. Na pewno nie mają pieniędzy na kosztowne zabawki, ale mają czas i cierpliwość dla swoich pociech: rozmawiają z nimi, tłumaczą, nie krzyczą. Widać wielki szacunek dla matek z dziećmi na ręku i kobiet ciężarnych. Ludzie ustępują im miejsca w środkach komunikacji. Rodziny 5-,6-,7-osobowe to tutaj nic nadzwyczajnego, normalność.
Jeśli ktoś mówi: „nie stać mnie na więcej niż jedno dziecko”, to z pewnością jest to najczęściej ktoś dobrze urządzony, kto potrafi bardziej liczyć, niż kochać. Oczywiście każda rodzina powinna być świadoma, że nie chodzi tylko o rodzenie dzieci, ale o ich godne utrzymanie i wychowanie. Obawiam się jednak, że u nas, w Polsce, lęk przed dzieckiem, przed poświęcaniem się, wziął górę nad ewangeliczną roztropnością.
Uczmy się kochać dzieci. Choćby od Argentyńczyków.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Romuald Turzyński, misjonarz w Argentynie