W artykule „Moja droga żono” (GN nr 28) oszacowano „koszty” wykonywania prac domowych.
Wymieniono w nim szereg czynności, głównie fizycznych, ale pominięto trudne, a nawet niemożliwe do wycenienia sprawy, jak:
– uśmiech, gdy członkowie rodziny wracają do domu, a także codzienne rozmowy, podtrzymywanie na duchu w krytycznych momentach. A przecież są to niezmiernie ważne elementy terapii psychicznej. Ile wzięliby za to psycholog i psychiatra pozostający na „dyżurze przez całą dobę”?;
– troska o budżet domowy i jego równowagę;
– przezwyciężanie kłopotów w załatwianiu spraw „na mieście” i w szkołach;
– opieka nad chorymi członkami rodziny, również na „nocnych dyżurach”;
– troska o mieszkanie oraz organizowanie, przygotowanie i obsługa rodzinnych uroczystości i przyjmowanie gości.
Wyszczególnione zajęcia nie dają pełnego obrazu sytuacji. Nadążanie za nimi, choćby myślami, absorbuje tak, że aż dziw bierze, że żony to wytrzymują. Moją podziwiam za to, że pracując, urodziła i wychowała 8 dzieci, równocześnie wspomagając mnie w trudnych chwilach, gdy byłem wyrzucany z pracy. (…)
Wspomnienia o tym powodują, że chylę przed nią głowę, uznając jej wkład w nasze życie rodzinne za niesamowity cud. Uśmiecha się do dziś dnia, z miłością, z wyrozumiałością. (…) O jej pogodzie ducha niech świadczy wypowiedź z okazji którejś tam rocznicy: „jeszcze w małżeństwie wytrzymam najwyżej 50 lat, a potem podejmę decyzję, co robić dalej”. A to wszystko przeplatane jest jej chorobami, pobytami w szpitalach.
Wierzę, że takich żon jest z pewnością wiele. (…) Cześć im i chwała. Bóg im zapłać. Tego nigdy nikt nie przeliczy na złotówki. (…)
(nazwisko i adres znane redakcji)
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marian