Kiedy organizowano pielgrzymkę z parafii św. br. Alberta Chmielowskiego w Będzinie, w planach była audiencja generalna u Jana Pawła II. Dwa tygodnie później wiedzieliśmy, że zamiast spotkania z Ojcem Świętym, odwiedzimy jego grób.
19 kwietnia znaleźliśmy się w pobliżu Watykanu, gdy zegar wskazywał za kwadrans osiemnastą, a z komina zaczął unosić się dym. Nie byliśmy jednak pewni jego koloru. Szare chmury nad Rzymem nie ułatwiały nam zadania. Postanowiliśmy już wyruszyć w drogę powrotną do hotelu, gdy tłum zafalował i w tej samej chwili z komina uniósł się jednoznacznie biały obłok, a dzwony Watykanu zabrzmiały. Nie mogliśmy uwierzyć, że jesteśmy w tym miejscu i w tym czasie.
Po około 20 minutach dzwony przestały bić. Drzwi loggii błogosławieństw otwarły się i wywieszony został kobierzec z herbem papieskim. A po pełnej napięcia chwili pojawił się kardynał i ogłosił Miastu i Światu: Habemus Papam! Po czym usłyszeliśmy „Josephum” i wiedzieliśmy wszystko – kardynał Ratzinger został 265. Ojcem Świętym. I przyjął imię Benedykt XVI. Gdy na balkonie pojawiła się biała postać, czuliśmy wielkość tej chwili. A potem ze wzruszeniem przyjęliśmy pierwsze papieskie błogosławieństwo Urbi et Orbi. Bóg dał, że byliśmy w Rzymie i widzieliśmy (nowego) Papieża!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Michał Łętek