W numerze 8. GN ksiądz Pohl ciekawie pisze o odprawianiu Mszy św., pytając: „Szybciej czy pobożniej”, przez to drugie rozumiejąc uroczyściej i piękniej. A ja chciałbym zaapelować: porządniej!
Mam takie smutne przekonanie, że w naszej coniedzielnej rutynie jesteśmy bierni, obojętni, nieobecni. Dotyczy to, niestety, w równym stopniu celebransa i zgromadzonych wiernych. I myślę, że nie tylko o czas trwania Mszy św. tu chodzi, ale o sposób sprawowania, dbałość o szczegóły, właściwe położenie akcentów. Tu najwięcej do zrobienia ma kapłan. Niedobrze jest, gdy rozpoczyna Mszę zmęczonym głosem, beznamiętnie.
Źle, gdy przez dziesięć minut czyta na początku wypominki. A już fatalną sprawą jest szybkie, niedbałe i niezrozumiałe odmawianie kolekt i wezwań, niekomunikatywne czytanie Pisma Świętego. Potem mamy długie kazanie oderwane od tematu niedzieli i próbę przyspieszenia, aby „zmieścić się w czasie”. Wreszcie Komunia, może zbyt długa, bo często brak przyzwolenia dla świeckich szafarzy. Na koniec zaś kilkunastominutowe ogłoszenia.
Wszystko to utopione w ogranych, smętnych i źle dobranych pieśniach. Obraz ten jest przesadnie czarny, ale trzeba o tym mówić. Przy czym mam nadzieję, że skracanie liturgii nie stanie się receptą na pustoszejące kościoły. Nie chcę takich Mszy jak na Zachodzie, gdzie czyta się tylko jedną lekcję, pomija psalm, nie odmawia Credo, wybiera najkrótszą możliwie prefację. Ale nasza praktyka też jest często zła i trzeba wysiłku wszystkich, by każdej niedzieli to Przeistoczenie – a nie ogłoszenia – było kulminacją liturgii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.