Po ucieczce rosyjskich wojsk okupacyjnych z Chersonia odzyskaliśmy wolność - powiedział PAP spotkany na ulicy mieszkaniec tego miasta, pan Jarosław. Nie boimy się wychodzić z domów, nie żyjemy już w ciągłym strachu przed zatrzymaniem - podkreślił.
Jarosław jest emerytem i porusza się po Chersoniu na rowerze. Ubrany jest w pomarańczową, odblaskową kurtkę. Właśnie przyjechał na przedmieścia, by odwiedzić przyjaciela. Sam mieszka w centrum.
"Okupacja jak okupacja, ale psychicznie było nam bardzo ciężko. Ruscy cały czas nas dociskali, sprawdzali dokumenty, chodzili z karabinami skierowanymi w stronę ludzi. Strach było wyściubić nos z domu" - opowiada.
Według jego relacji rosyjscy żołnierze, którzy zajęli Chersoń na początku marca, zachowywali się podejrzliwie wobec każdego napotkanego cywila. Zatrzymania niepokornych i wywożenie aktywistów proukraińskich w "nieznane miejsca" były codziennością.
"Zatrzymywali, wysadzali ludzi z autobusów, kazali się rozbierać bezpośrednio na przystankach, żeby sprawdzić tatuaże, czy przypadkiem nie nacjonalistyczne. Przy najmniejszym podejrzeniu od razu zabierali na dołek bez żadnej dyskusji" - wspomina.
Okupacyjna rzeczywistość była smutna - kontynuuje. Nieczynne sklepy, zamknięte apteki, brak podstawowych towarów. Mieszkańcy Chersonia odzyskali nadzieję dopiero w ubiegłym tygodniu, gdy Rosjanie wycofali się na lewy brzeg Dniepru a do miasta wkroczyły wojska ukraińskie.
"Ja sam nie widziałem, jak ruscy żołnierze stąd uciekali. Oni wyjeżdżali raczej w nocy. Ale wcześniej widziałem ich ciężarówki, którymi wywozili wszystko, co mogli. Meble, pralki, telewizory" - wylicza.
"Wyobraźcie sobie, że wywieźli nawet blaszaną lokomotywę z placu zabaw! Przychodzi do mnie wnuk i mówi: dziadku, Rosjanie zabrali lokomotywę, na której się bawiłem. Co to za ludzie, pytam. Po co im zabawkowa lokomotywa?" - dziwi się.
Jarosław opowiada, że po ucieczce Rosjan mieszkańcy Chersonia odetchnęli z ulgą. "Naprawdę zrobiło się lżej na duszy" - wyznaje.
Obecnie do miasta powoli wraca normalność. W mieszkaniach nie ma jeszcze światła i bieżącej wody, ale zaczynają działać sklepy, apteki i poczta. W niektórych miejscach znów działa ukraińska sieć telefonii komórkowej. Na placach pojawiają się samochody z pomocą humanitarną.
"Podczas okupacji wszystkiego brakowało, a ceny były bardzo wysokie. Żyliśmy z oszczędności, z tego, co odłożyliśmy na wakacje z dziećmi i wnukami. Pomagało to, że jestem emerytem i dostawałem emeryturę na konto" - opowiada.
Mimo, że Rosjanie na okupowanych terytoriach ukraińskich starali się wprowadzić do obiegu ruble, właściciele sklepów w Chersoniu przyjmowali karty ukraińskich banków. Rosjanie konfiskowali terminale płatnicze, ale niektórzy sklepikarze ukrywali je i przyjmowali płatności ukraińskimi kartami od zaufanych klientów - wyjaśnia rozmówca PAP.
Pan Jarosław ufa, że Ukraina powróciła do jego miasta już na stałe, a okupanci nigdy tu nie wrócą. Rosjanie wciąż są na drugim, lewym brzegu Dniepru i przypominają o sobie codziennymi ostrzałami Chersonia, ale mężczyzna wierzy, że kiedyś się to skończy.
"Teraz przede wszystkim należy wyłapać ruskich kolaborantów. Ja zawsze im mówiłem: jak jesteś za Rosją, to pakuj manatki i wyjeżdżaj do Rosji. Ale okupacja doprowadziła do tego, że część nastawionych prorosyjsko ludzi zmieniła swoje poglądy. Ci mogą tutaj zostać pod warunkiem, że się pokajają. Pozwolimy im tu żyć, bo jesteśmy dobrymi ludźmi. Mieszkańcy Chersonia zawsze tacy byli" - podsumowuje mężczyzna w rozmowie z PAP.
OGLĄDAJ relację na bieżąco: Atak Rosji na Ukrainę